W samo południe Szwedzi minutą ciszy upamiętnią ofiary piątkowego zamachu w centrum Sztokholmu. 39-letni Uzbek skradzioną ciężarówką wjechał w tłum na ruchliwej ulicy Drottninggatan. Zginęły wtedy cztery osoby, w szpitalach nadal przebywa 9 rannych. Zamachowiec został zatrzymany kilka godzin później w Märsta. Policję zaalarmowali ludzie zaniepokojeni „dziwnym” zachowaniem mężczyzny. Był poraniony, miał mówić: To ja to zrobiłem!
Zatrzymany kilka godzin po zamachu 39-letni Rakhmat Akilov jest jedną z 12 tysięcy osób z nakazem opuszczenia Szwecji, które ukrywają się przed służbami migracyjnymi. W grudniu otrzymał decyzję, że ma cztery tygodnie na opuszczenie kraju. Pod koniec lutego wydano nakaz jego zatrzymania. Cały czas się ukrywał. Zamiast opuścić Skandynawię, w piątek po południu ukradł ciężarówkę, po czym wjechał nią w tłum ludzi.
Według źródeł "Aftonbladet", podczas przesłuchania Uzbek miał powiedzieć: Rozjechałem niewiernych.
Rakhmat Akilov przyznał, że należy do organizacji terrorystycznej Państwo Islamskie. Rozkaz dokonania zamachu dotarł do niego bezpośrednio z Syrii, w piątek rano po nalocie USA na bazę lotniczą w Shayrat.
Jego znajomi są zaskoczeni. Nigdy nie przypuszczali, że mógł on mieć powiązania z terrorystami. Nigdy nie mówił o polityce czy religii. Jedyne, o czym rozmawiał, to praca i pieniądze, które wysyłał rodzinie: żonie i czwórce dzieci - twierdzą koledzy Akilova, z którymi pracował na budowie.
Rosyjski media podały, że po zamachu, tuż przed zatrzymaniem Uzbek rozmawiał na czacie z innym członkiem ISIS - w Tadżykistanie.
Rozjechałem ponad 10 osób, ale nie udało się, ciężarówka źle pojechała, jestem na lotnisku, muszę się stąd wydostać - napisał na WhatsAppie.
Osoba posługująca się pseudonimem "Abu Fatyma" umieściła ten wpis na forum ISIS i odpowiedziała: Allahu Akbar, mój bracie, wyślij nagranie. Rozmowa kończy się na przesłaniu przez 39-letniego zamachowca krótkiego wideo z miejsca ataku.
Jedną z czterech śmiertelnych ofiar piątkowego zamachu w Sztokholmie jest 11-letnia dziewczynka. Jej rodzina, na wieść o ataku w centrum miasta, zamarła. Od początku obawiała się, że dziecku mogło coś się stać. 11-latka miała bowiem w zwyczaju po szkole jechać autobusem do centrum miasta, a tam przesiadać się na metro. Tego dnia dziewczynka była umówiona w centrum z mamą, razem miały wrócić do domu. Jak pisze dziennik "Dagens Nyheter", tuż przed 15:00 rozmawiały przez telefon. Ustaliły, że spotkają się na stacji metra. To była ostatnia rozmowa matki z córką.
Godziny po zamachu były najgorszymi w życiu rodziców 11-latki. Kiedy nie mogli z nią nawiązać kontaktu, desperacko szukali jej na miejscu tragedii, a także poprzez portale społecznościowe. Nie było odzewu. Zrozumieli, że dziecku musiało się coś stać. Objechali wszystkie szpitale. Na próżno. Kilka godzin później z rodzicami skontaktowała się policja. Poprosiła o próbkę DNA. Funkcjonariusz, który przyjechał po materiał genetyczny, przywiózł ze sobą torbę znalezioną na miejscu tragedii.
Pierwszą ofiarą terrorysty była 31-letnia Mailys z Belgii. Kobieta przyleciała do Sztokholmu, żeby spotkać się ze swoimi przyjaciółmi. W domu w niewielkiej miejscowości Lembeek został jej półtoraroczny synek. Jak pisze flamandzki dziennik "Het Nieuwsblad", kobieta pracowała jako psycholog, a jej pacjentami byli przede wszystkim imigranci.
W piątek po południu była umówiona z przyjaciółmi ze Szwecji. Nie zdążyli się spotkać. Mailys była pierwszą osobą, w którą 39-letni Rakhmat Akilov wjechał ciężarówką na rogu ulic Drottninggatan i Olafa Palmego. 31-letnia Belgijka została zidentyfikowana dopiero po dwóch dniach, dzięki badaniom DNA.
41-letni Brytyjczyk Chris Bevington mieszkał i pracował w Sztokholmie od 10 lat. Był dyrektorem wykonawczym Spotify. W Szwecji poznał swoją żonę Annikę. Mieli małego synka.
(j.)