Polscy siatkarze doznali pierwszej porażki w Pucharze Świata. W japońskiej Fukuoce "Biało-Czerwoni" przegrali z obrońcami tytułu Amerykanami 1:3.
"Biało-Czerwoni" mają na koncie dwa zwycięstwa - z Tunezją 3:0 i Japonią 3:1. W tych spotkaniach Polacy grali głównie rezerwowym składem. Na podkreślenie zasługuje powrót do gry Bartosza Kurka po przerwie spowodowanej kontuzją. Bohater ubiegłorocznego mundialu wystąpił w pełnym wymiarze w pojedynku z gospodarzami PŚ.
Dzień wolny w rywalizacji Vital Heynen wykorzystał na roszady w składzie. Do gry wkraczają zawodnicy, którzy niedawno zdobyli brązowy medal mistrzostw Europy i to oni stanowią trzon kadry. Skład uzupełniają Kurek, Norbert Huber, Łukasz Kaczmarek i Bartosz Kwolek. Reszta wróciła do kraju, żeby przygotowywać się do sezonu ligowego.
Amerykanie w swoim pierwszym spotkaniu niespodziewanie przegrali z Argentyną 2:3. Dzień później zrehabilitowali się i pokonali Włochów 3:1.
W tym sezonie Polacy zmierzyli się z Amerykanami w fazie interkontynentalnej Ligi Narodów - w Katowicach górą byli gospodarze 3:2. Takim samym wynikiem zakończył się pełen dramaturgii półfinał ubiegłorocznych mistrzostw świata między tymi drużynami.
Polska - USA 1:3 (19:25, 20:25, 26:24, 25:27) - koniec meczu
Polska: Maciej Muzaj, Wilfredo Leon, Fabian Drzyzga, Aleksander Śliwka, Mateusz Bieniek, Karol Kłos, Damian Wojtaszek (libero) oraz Paweł Zatorski, Bartosz Kwolek, Bartosz Kurek, Marcin Komenda, Artur Szalpuk, Jakub Kochanowski, Lukasz Kaczmarek
USA: Matthew Anderson, Aaron Russell, Micah Christenson, Maxwell Holt, Garrett Muagututia, David Smith, Erik Shoji (libero) oraz Mitchell Stahl, Thomas Jaeschke
Już pierwsze wymiany pokazały, że będzie to bardzo wyrównane spotkanie. Rzadko udawało się zawodnikom obu drużyn zdobyć punkt w pierwszej akcji. Niewielką przewagę na pierwszej przerwie technicznej Polacy uzyskali dzięki świetnej obronie i zagrywce Mateusza Bieńka, który popisał się asem (8:6). Amerykanie szybko odrobili straty za sprawą Matthew Anderson. Atakujący USA najpierw posłał potężną zagrywkę na naszą stronę, a za moment wykorzystał kontrę (10:10). "Biało-Czerwoni" odzyskali przewagę z pomocą Aarona Russella, który pomylił się z lewego skrzydła (13:11). Długo nie udało się utrzymać rywali na dystans. Ataki Macieja Muzaja i Aleksandra Śliwki podbili Amerykanie. Kontry w ich wykonaniu były zabójcze. Przy stanie 14:15 trener Vital Heynen poprosił o pierwszą przerwę.
Zarysowała się fizyczna przewaga podopiecznych Johna Sperawa. Ataki Andersona, Russella i Davida Smitha ze środka robiły wrażenie. Amerykanie odskoczyli na trzy punkty (19:16) i wtedy drugą przerwę wykorzystał Heynen. Ofensywna - tutaj mieliśmy największy problem. Ciężar zdobywania punktów wziął na siebie Wilfredo Leon, ale nawet jego "bomby" bronili rywale. Końcówka tej partii zdecydowanie należała do Amerykanów, którzy wygrali pewnie 25:19. Heynen zbyt impulsywnie kwestionowanie decyzje arbitrów za co zobaczył żółtą kartkę.
Statystyki potwierdziły, który element był kluczowy w tej partii. Przewaga USA w ataku była wyraźna - 19 do 12.
Początek drugiej partii należał do Orłów. Polacy konsekwentnie nękali zagrywką Russella, który w końcu zaczął popełniać błędy. Prosta gra Amerykanów dała "Biało-Czerwonym" szansę na ustawienie szczelnego bloku, który zaczął funkcjonować w odpowiedni sposób, a co najważniejsze przynosił punkty. Bardzo dobrze w defensywie spisywał się Damian Wojtaszek. Kilka obron naszego libero było na naprawdę wysokim poziomie. Z tego narodziły się kontry, które kończyli Leon i Muzaj. Polacy prowadzili już 7:2.
Niestety przewaga zaczęła topnieć w zastraszającym tempie. Wynikało to nie z dobrej gry Amerykanów, ale z błędów po naszej stronie. Heynen postanowił wzmocnić siłę ataku, która opierała się praktycznie tylko na Leonie. Miejsce Muzaja zajął więc Bartosz Kurek. Kiedy zablokowany został Aleksander Śliwka, na tablicy wyników mieliśmy remis 14:14. Na tej pozycji również nastąpiła zmiana. Za Śliwkę na boisko wszedł Artur Szalpuk. Na tym nie koniec. Pojawił się również na środku Jakub Kochanowski. Roszady jednak nie przyniosły efektu. Rozpędzeni Amerykanie raz po raz wbijali "gwoździe" po naszej stronie. Tylko Leon starał się dotrzymywać kroku rywalom. Siatkarze Sperawa dobrze o tym wiedzieli i ustawiali na niego blok. Amerykanie "odjechali" z wynikiem na 22:18. Setbola obrońcy tytułu mieli, kiedy znów zatrzymali Leona (24:19). Grę w tej partii na chwilę przedłużył Kurek, ale za moment Leon zepsuł zagrywkę i było po secie.
Trzecią partię dobrze rozpoczął Kurek od dwóch skutecznych ataków. Od stanu 3:1 utknęliśmy w jednym ustawieniu. Zagrywką raził nas Garrett Muagututia, a blok rywali zatrzymał Bieńka i Kurka. Straciliśmy cztery punkty z rzędu i pewnie byłoby tego więcej, ale pomylił się Muagututia. Licząc tylko na błędy rywali nie da się wygrać meczu. Nie z takim zespołem. Heynen rotował składem, żeby coś drgnęło w grze naszej drużyny. Sygnał do odrabiania strat dał Leon znakomitą zagrywką. Dzięki niemu zbliżyliśmy się do przeciwników na jeden punkt (7:8). Serię Leona przerwał Russell.
Dobrze do gry wprowadził się Bartosz Kwolek. Coraz lepiej radził sobie również Kurek. "Biało-Czerwoni" toczyli walkę punkt za punkt do drugiej przerwy technicznej, która odbyła się przy prowadzeniu USA 16:14. Maxwell Holt "ustrzelił" zagrywką Leona. "Biało-Czerwoni" ruszyli w pościg i dzięki grze blokiem odrobiliśmy straty, a nawet wyszliśmy na prowadzenie 19:18. Amerykanie odpowiedzieli tym samym, zatrzymując atak Kurka (19:19). W wyrównanej końcówce oglądaliśmy serię zepsutych zagrywek z jednej z drugiej strony. Bohaterem Orłów został Bieniek, który asem dał nam wygraną 26:24.
Wygrana na przewagi trzecia partia wyraźnie dodała skrzydeł Polakom. "Rozkręcił" się Kurek, który odciążył w ataku Leona. Mistrzowie świata prowadzili 3:1 i 5:2. Znów jednak nie udało się zbyt długo utrzymać przewagi głównie dlatego, że pojawił się problem ze skończeniem ataku. Fabian Drzyzga robił co mógł, wystawiał na pojedynczy blok, ale Amerykanie bronili w niebywały sposób. Na pierwszej przerwie technicznej minimalnie z przodu byli rywale (8:7).
Sytuacja odwróciła się na drugiej przerwie, kiedy to Orły prowadziły 16:14. Po powrocie na boisko straciliśmy trzy punkty z rzędu. Nie do zatrzymania był Anderson, a Kurek pomylił się w ataku. MVP ubiegłorocznego mundialu zrehabilitował się, kiedy poradził sobie z potrójnym blokiem, dając nam remis 20:20.