Niedziela w Poznaniu była deszczowa i wietrzna. Nie przeszkodziło to jednak w tym, żeby w radosnym tłumie pod CK Zamek w samym centrum miasta zakończyć 27. Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Po "Światełku do nieba" wszyscy ruszyli do domów - zziębnięci, ale radośni, że po raz kolejny udało się zebrać spore sumy pieniędzy.
Ci, którzy przeglądali w telefonach portale społecznościowe, najświeższe wiadomości, czekając na tramwaj czy autobus - zaczęli między sobą przebąkiwać coś o zamachu, ataku, prezydencie Gdańska, którego reanimują na scenie. Nie było chyba nikogo, kto od razu uwierzył w takie wiadomości. W kontekście tego co jeszcze kilka minut temu działo się w całym kraju, w kontekście wielkiej eksplozji radości z powodu tego, że Orkiestra po raz kolejny zagrała - wszystkie wieści z Wybrzeża brzmiały jak jakaś smutna abstrakcja.
Po powrocie do domów - wszystko było już jasne. Telewizyjne paski zmieniły kolor na czerwony, radia nadawały specjalne wydania wiadomości. Myśli z radosnych, przerodziły się w te pełne obaw i niedowierzania. Wielu zapewne nie przespało nocy z niedzieli na poniedziałek. Modląc się albo kierując strumień dobrych myśli w kierunku Gdańska.
"Przeżył" - słychać było rano na przystankach, na których stali poznaniacy jadący do pracy, szkoły czy na uczelnie. Stan wciąż niestabilny, prezydent nie oddycha sam, przetoczono 41 jednostek krwi - studziły entuzjazm kolejne komunikaty spod gdańskiego szpitala. Nie trudno było oprzeć się wrażeniu, że na chwilę wszyscy zapomnieli o tym, że zaatakowano polityka, że w ogóle cała ta sytuacja w kontekście okrzyków napastnika może mieć jakiekolwiek zabarwienie polityczne. Ludzie martwili się o człowieka. O męża, ojca i brata. Wiadomo było, że potrzeba krwi. Również w Poznaniu, ruszyła jej zbiórka. Nadzieja, że stan Pawła Adamowicza się poprawi, nie słabła.
Krótko przed 15:00, niecałą dobę po pierwszym, niedzielnym szoku, przyszedł kolejny. Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz nie żyje - głosił nadesłany przez informacyjną aplikację komunikat. Niby wszystko stało się jasne, ale człowiek odruchowo zerkał w telefon, sprawdzając informację w innych źródłach. Może to jednak za wcześnie, może to pomyłka. Smutne twarze lekarzy z Gdańska, którzy ogłosili tę tragiczną wiadomość przed kamerami i mikrofonami - rozwiały jednak wszelkie wątpliwości i ostatecznie pogrzebały nadzieję.
W internecie pojawił się spontaniczny apel o to, by wieczorem spotkać się na pl. Wolności. Przynieść świeczki, lampki znicze. Spontaniczny apel zmienił się w zgromadzenie ponad tysięcznego tłumu. Miłość zwycięża wszystko - ktoś położył tablicę z takim napisem na schodach Arkadii, pod którą zebrali się poznaniacy. Kilka osób przykleiło do niej serduszka WOŚP. Nie było właściwych pytań, ani właściwych treści, które można było zaprezentować widzom. Po krótkim wstępie, powiedzianym głosem pełnym wzruszenia - reporterka lokalnej telewizji zostawiła widzów z widokiem na plac Wolności. Cisza i smutek.
Znicze płonęły tam jeszcze we wtorkowe przedpołudnie. Władze Poznania ogłosiły trzydniową żałobę. Tramwaje i autobusy woziły flagi przewiązane czarną wstążką. Kiry pojawiły się też na flagach przy miejskich instytucjach. Część z nich opuszczono do połowy masztu. Władze miasta odwołały wszystkie imprezy rozrywkowe i o to samo zaapelowały do organizatorów imprez komercyjnych. Straszna sprawa, nie powinno do tego dojść. Nikogo to nie powinno spotkać, nieważne z jakiej jest opcji politycznej. To po prostu nie powinno mieć miejsca - mówił dziś jeden z przechodniów na ul. Podgórnej. Jeden człowiek zginął, drugi został zniszczony, a pół Polski jest w żałobie - dodawała przechodząca tuż obok pani.
W urzędzie miasta przy placu Kolegiackim, na parterze, tuż przy biurze podawczym wystawiono księgę kondolencyjną. Obok niej - czarno-białe zdjęcie ś.p. Pawła Adamowicza. Pierwsi wpisali się do niej lokalni samorządowcy. W ciągu dnia do urzędu przychodzili też mieszkańcy. Myślę, że należy się prezydentowi pożegnanie i podziękowanie. Poznań wcale nie jest tak daleko od Gdańska, mamy wiele wspólnych idei. Zapamiętam go jako odważnego, otwartego człowieka, prawdziwego Europejczyka - mówiła chwilę przed złożeniem wpisu pani Barbara.
Chciałam pożegnać pana prezydenta. Odszedł wspaniały człowiek, człowiek który wierzył w ludzi, dla którego Gdańsk był ukochanym miejscem. Zawsze był wśród ludzi, nie bał się. To co dla mnie jest istotne - w polityce trzeba mieć odwagę. I taką odwagę miał Paweł Adamowicz. Będziemy na pewno o tym pamiętać. Nie bez powodu był ponad 20 lat prezydentem Gdańska, ludzie mu zaufali. Był wielkim człowiekiem - mówiła zastępczyni prezydenta Poznania Katarzyna Kierzek Koperska, która też przyszła wpisać się do księgi.
Spoczywaj w pokoju - głosi jeden z wpisów.