Jedni je kochają, inni pozostają obojętni na ich urok. W Polsce ostatnio mówi się o nich zaskakująco dużo. Szczególnie po słowach premiera, który zapowiedział walkę z... bobrami. Czy te sympatyczne na pierwszy rzut oka stworzenia niszczą wały powodziowe, czy wręcz przeciwnie - chronią przed powodzią? O to spierają się nawet eksperci.
Po ostatnich wydarzeniach związanych z falą powodziową w Polsce Donald Tusk zapowiedział walkę z bobrami. Zwierzęta te - według szefa rządu - przyczyniają się do szkód. Słowa premiera zaniepokoiły przyrodników i ekologów, wywołały też gorącą dyskusję w środowiskach łowieckich.
Zdaniem przyrodnika dr Andrzeja Czecha zwierzęta nie mają nic wspólnego z niszczeniem wałów przeciwpowodziowych. Przyrodnik przekonuje, bobry są sprzymierzeńcem środowiska w kontekście retencji wody, czyli zatrzymania jej podczas suszy, szczególnie na małych ciekach.
Poza tym ograniczają energię wody spływającej z gór. Wydłużają jej spływ z kilku godzin do nawet kilkunastu dni, czyli spłaszczają falę powodziową - tłumaczył.
Wyjaśnił, że jeżeli na małych ciekach tam zbudowanych przez te zwierzęta jest dużo, to spływ wód będzie dużo wolniejszy niż tam, gdzie ich nie ma.
Przyrodnik odniósł się też do opinii, że to bobry rozkopują wały przeciwpowodziowe. Według niego zwierząt nie ma na wałach, z prostej przyczyny - wały są oddalone od rzek, a to one są naturalnym środowiskiem życia bobrów. Jeśli bobry kopią nory, to w wysokich brzegach cieków albo w groblach - dodał Czech.
Odnosząc się do słów premiera o przerwaniu wałów, podkreślił, że są one "albo przejęzyczeniem wynikającym z niewiedzy, albo celowym zabiegiem szukania kozła ofiarnego", bo bobry są związane ściśle z wodą i "nie mają żadnego interesu, żeby zrobić dziurę w wale".
Bobry mogą naruszyć infrastrukturę, ale tylko wtedy, kiedy miała ona bezpośredni kontakt z wodą - zauważył przyrodnik.
Zaznaczył, że warto najpierw przeanalizować, w którym miejscu doszło do przerwania wałów i z jakiego powodu.
Obwinianie bobrów za zaniedbania w utrzymaniu wałów, albo za wykopanie w nich dziur, to jest grube nieporozumienie - podkreślił Czech.
Według przyrodnika działania bobrów to część infrastruktury przeciwko powodziom i suszom, a ich ochrona to nie "miłość do zwierząt", jak stwierdził premier, tylko działania w naszym interesie.
Dr Andrzej Czech podkreślił, że bóbr jest gatunkiem żyjącym w środowisku wodnym od lat.
Taka jest jego natura. Robi rzeczy, które są dobre dla nas, ale też innych gatunków. Zwłaszcza w przypadku zmian klimatycznych, kiedy są wielkie przypływy wody, które bóbr może łagodzić, albo w przypadku suszy, kiedy często jedynym miejscem, gdzie jest woda, są stawy bobrowe - podsumował przyrodnik.
Inne zdanie na temat roli bobrów podczas powodzi ma zawodowy łowca tych zwierząt Hubert Miszczuk.
W przypadku małych zlewni i niskich opadów bobry, dzięki tworzeniu systemu małej retencji na tamach, w pewien sposób magazynują wodę, pozwalają spłaszczyć falę wezbraniową i rozłożyć ją w czasie. Utrzymują też wodę na terenach w te zasoby ubogie - przyznał Miszczuk. Zaznaczył jednak, że problem robi się wtedy, kiedy opady przybierają charakter nawalny.
Podkreślił, że gdy woda szybko wzbiera, dochodzi do tzw. przełamania nośności tamy i wtedy zostaje ona zerwana.
Wtedy cały zasób wody, który był magazynowany na tamie bobrowej, spływa do fali wezbraniowej. Uderza ona w kolejne tamy bobrowe i je zrywa, powiększając tym samym zagrożenie - wyjaśnił łowca.
Miszczuk zaznaczył też, że na tamach bobrowych następuje spowolnienie przepływu wody i jednocześnie zwiększa się opadanie osadów unoszonych w wodzie.
Przed tamą tworzą się zbiorniki osadowe i dzięki temu mamy czystszą wodę poniżej tamy. Gdy następuje zerwanie tamy, to wszystkie osady są unoszone wraz z falą wezbraniową i zanieczyszczają wody, a także osadzają się na użytkach zielonych czy w miastach - tłumaczył dalej Miszczuk.
Według łowcy, bobry mogą kopać nory i tunele w wałach przeciwpowodziowych. Kiedy pojawia się wezbranie, to bobry, które miały żeremia czy też nory na brzegach rzeki daleko do wałów, a ich domy zostały nagle zalane, przemieszczają się w kierunku wyższego miejsca, czyli wału przeciwpowodziowego i zaczynają kopać w nich nowe schronienia - powiedział Miszczuk.
Jak twierdzi Hubert Miszczuk, bóbr w jedną noc może wykopać około dwóch metrów korytarza w twardym materiale ziemnym. Wał jest jednak bardziej miękki. A gdy woda cofa się do koryta, to taka nora jest pozostawiana, a bobry wracają bliżej rzeki - zaznaczył łowca.
Miszczuk stwierdził, że w przypadku stanowisk powodujących duże, bezpośrednie i nieusuwalne innymi metodami zagrożenie trzeba podjąć decyzję o eliminacji całego stanowiska. Stoimy wtedy przed wyborem, czy chronimy bobry, czy ludzi - dodał łowca.
Obaj eksperci uważają, że dla zabezpieczenia infrastruktury trzeba budować fizyczne bariery.
Jeżeli mamy groblę narażoną na kopanie nie tylko przez bobry, ale także borsuki, lisy i karczowniki, to ją po prostu zabezpieczamy - powiedział przyrodnik Czech. Najlepszym rozwiązaniem jest siatka metalowa o odpowiednich parametrach albo inna fizyczna przeszkoda.