"Tomek mógł zostać uratowany - jeżeli akcja ratunkowa byłaby szybsza!" - tak twierdzi francuska alpinistka Elisabeth Revol, która pozostawiła Tomasza Mackiewicza w ciężkim stanie na wysokości ponad 7 tysięcy metrów na Nanga Parbat w Himalajach! Revol i jej przyjaciel Ludovic Giambiasi - który koordynował akcję ratunkową - oskarżają pakistańską armię o cyniczne kłamstwa i szantaż finansowy.

"Tomek mógł zostać uratowany - jeżeli akcja ratunkowa byłaby szybsza!" - tak twierdzi francuska alpinistka Elisabeth Revol, która pozostawiła Tomasza Mackiewicza w ciężkim stanie na wysokości ponad 7 tysięcy metrów na Nanga Parbat w Himalajach! Revol i jej przyjaciel Ludovic Giambiasi - który koordynował akcję ratunkową - oskarżają pakistańską armię o cyniczne kłamstwa i szantaż finansowy.
Elisabeth Revol /Facebook

Według Ludovica Giambiasiego zarządca wojskowych helikopterów w Islamabadzie zażądał najpierw 15 tysięcy dolarów, później 20 tysięcy, a w końcu 40 tysięcy dolarów. Do tego, nawet kiedy udało się zebrać 50 tysięcy dolarów w internecie, “pewni Pakistańczycy" - jak wyraził się Giambiasi - oświadczyli, że śmigłowce nie wystartują, by ratować Elisabeth Revol i Tomasza Mackiewicza, zanim kwota nie zostanie przekazana im w gotówce. Ludovic Gimabiasi opowiada, że polska ambasada potrzebowała na to dwóch dni - co znacznie opóźniło akcję.

Rosyjsko-brytyjska alpinistka i bizneswoman Masha Gordon podkreśliła jednak, że polska ambasada w Islamabadzie podjęła w kluczowym momencie większy wysiłek finansowy, niż francuska ambasada, której przedstawiciele oświadczyli, że nie mieli w kasie żadnej gotówki. Polska ambasada dala 30 tysięcy euro w gotówce - resztę dołożyli według Gordon pracownicy ambasady. W sumie w sieci zebrano do dzisiaj prawie 160 tysięcy euro. Większa część tej sumy przekazana zostanie trojgu dzieci Tomasza Mackiewicza. Francuskie władze chcą zwrotu 30 tysięcy, które w sumie wyłożyły. Gordon podkreśliła, że polskie władze okazały się bardziej hojne i nie zażądały zwrotu 43 tysięcy, a więc troje dzieci Mackiewicza ma dostać w sumie blisko 130 tysięcy euro.

Ludovic Giambiasi powiedział również, że to Pakistańczycy mieli polecić Revol pozostawienie Mackiewicza na wysokości ponad 7 tysięcy metrów. Zapewniali, że Polaka zabierze stamtąd jeden z helikopterów. Giambiasi twierdzi, że później okazało się, iż śmigłowce pakistańskiej armii nie są w stanie wzbić się na tak dużą wysokość.


"Przylecą helikoptery, zabiorą cię!"

W poprzednim wywiadzie dla francuskiej agencji prasowej AFP, Francuzka stwierdziła, że kiedy kontaktowała się z ludźmi organizującymi akcją ratunkową, powiedziano jej: "Jeżeli zejdziesz na wysokość 6000 tysięcy metrów, to możemy cię stamtąd zabrać, a Tomka możemy zabrać z wysokości 7200 metrów". Podkreśliła, że to nie ona podjęła tę decyzję, tylko że “została ona jej narzucona". To zostało narzucone przez pakistański rząd. Powiedziano: możemy zabrać Tomka z wysokości 7200, ale ty musisz zejść w dół - mówiła Revol.

Krew nie przestawała wyciekać mu z ust. Symptomy ogólnej opuchlizny - będącej ostatnią fazą choroby wysokościowej - wskazywały, że szanse Tomka na przeżycie były niewielkie - tak Revol opisuje stan Tomasza Mackiewicza, pozostawionego na wysokości ponad siedmiu tysięcy metrów na stoku Nanga Parbat w Himalajach.

Francuska alpinistka twierdzi, że przed zdobyciem szczytu oboje czuli się dobrze. Ale radość z wyczynu była krótka. Tomek powiedział mi: "nic nie widzę!". Kiedy zapadał zmrok, zaczął cierpieć na śnieżną ślepotę. Nie pozostaliśmy na szczycie ani sekundy. To była ucieczka w dół - twierdzi Revol w wywiadzie dla AFP. Opowiada, że Tomasz Mackiewicz trzymał się jej ramienia i tak razem rozpoczęli długie i bardzo trudne schodzenie.

W pewnym momencie nie mógł już oddychać, zdjął osłonę, którą miał na ustach i zaczął zamarzać. Jego nos stał się niemal natychmiast biały, podobnie ręce i stopy - mówiła Revol. Zatrzymali się na dnie zagłębienia, w którym próbowali znaleźć osłonę od morderczego wiatru. Mackiewicz nie miał już sił, by wydostać się z tej szczeliny i zejść do obozu. O świcie sytuacja stała się tragiczna.

"Schodziłam z myślą, że wszystko się dobrze skończy"

Elisabeth Revol podkreśla, że kiedy zdała sobie sprawę, że Tomasz Mackiewicz nie jest już w stanie schodzić, podniosła alarm, wysyłając współrzędne GPS. Zawiadomiłam kogo tylko mogłam, w tym Ludo (zaprzyjaźnionego z nią francuskiego wspinacza Ludovica Giambiasi’ego) i mojego męża - mówiła Revol. Z jej słów wynika, że wysłała dokładną lokalizację Mackiewicza z użyciem GPS, a następnie postarała się go "opatulić, jak tylko mogła".

Schodziłam z myślą, że wszystko się dobrze skończy. Niczego nie zabrałam - ani śpiwora, ani namiotu. Niczego. Śmigłowce miały dotrzeć po południu - wyznała. Ale śmigłowce nie przybyły - napisała w komentarzu AFP. Revol zaczęła mieć w nocy halucynacje.

Noc w skalnej szczelinie

Kolejną noc spędziła w skalnej szczelinie, podobnie jak Mackiewicz, na dodatek bez żadnego wyposażenia. Kryłam się w tej jamie i cała się trzęsłam z zimna, ale moja sytuacja nie była beznadziejna. Bardziej obawiałam się o Tomka, który był o wiele bardziej osłabiony niż ja - powiedziała.

Revol podkreśliła, że po raz pierwszy w życiu miała halucynacje, których do tej pory udawało się jej w górach uniknąć. Ratownicy nie przybywali, a więc musiałem spędzić noc na śniegu - bez śpiwora, namiotu ani żywności. Zaczęłam majaczyć. Wydawało mi się, że jacyś ludzie przynoszą mi gorącą herbatę. Nieznana mi kobieta poprosiła, bym w zamian za herbatę dała jej jeden z moich butów, co zrobiłam. Kiedy rano się obudziłam - zobaczyłam, że mój but leży w śnieżnej szczelinie. Nie wiedziałam, co się dzieje - opowiada Elisabeth Revol.

Revol postanowiła pozostać na wysokości 6800 m, by nie tracić sił i chronić resztki ciepła. Słyszałam z daleka lot śmigłowca poniżej lodowca, ale był zbyt daleko, a poza tym zaczął wiać silny wiatr - nadmieniła.

"To stało się kwestią przeżycia"

Gdy dotarła do niej wiadomość, że helikopter nie przybędzie wcześniej niż nazajutrz i że będzie musiała spędzić trzecią noc pod gołym niebem, postanowiła rozpocząć schodzenie. To stało się kwestią przeżycia - powiedziała. Revol podkreśliła, że wiadomość o tym, iż Denis Urubko i Adam Bielecki wyruszyli z akcją ratunkową, nigdy do niej nie dotarła.

Swoje zejście opisała jako "ostrożne, spokojne" i to "mimo kompletnie przemoczonych rękawic i przenikliwego zimna". Około godz. 3 nad ranem zobaczyła światło w ciemnościach i zaczęła krzyczeć. To było niesamowite uczucie- przyznała Revol.

Do Francuzki, znajdującej się na wysokości 6000-6100 m, w nocy z soboty na niedzielę czasu miejscowego dotarli Bielecki i Urubko. W akcji ratunkowej brali też udział dwaj inni uczestnicy wyprawy na K2 - Jarosław Botor i Piotr Tomala. Na wysokości około 7200 m pozostał Mackiewicz. Ze względu na pogarszające się warunki atmosferyczne nie było możliwości, by kontynuować akcję.


(mpw)