Grupa poszukiwawczo-ratownicza HUSAR, w skład której wchodzi 81 strażaków PSP jest w drodze do Katmandu. Początkowo wylot planowano na godziny przedpołudniowe, jednak został on przesunięty na godz. 23. Ta sama maszyna - jak ustalił nieoficjalnie reporter RMF FM - ma zabrać w drodze powrotnej Polaków, którzy przebywają w tej chwili w Nepalu. Z Warszawy wcześniej odleciała grupa 6 ratowników Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej, która ma pomóc poszkodowanym w Nepalu.
Strażacy mieli wylecieć do Katmandu przed południem maszyną wyczarterowaną od LOT. Jednak start opóźniał się z powodu występujących w Nepalu wstrząsów wtórnych i niejasnej sytuacji na lotnisku w nepalskiej stolicy.
Ratownicy z PCPM odlecieli na pokładzie samolotu rejsowego z przesiadką w Katarze; w Katmandu mają być w poniedziałek około godz. 10 czasu lokalnego (6 rano w Polsce).
Jak powiedział podczas briefingu na lotnisku Wojciech Wilk z PCPM, celem wyjazdu obu grup jest niesienie pomocy medycznej osobom poszkodowanym w trzęsieniu ziemi.
Wysyłamy lekki zespół, który ma na celu przetarcie szlaków logistycznych, by dotrzeć jak najszybciej do Katmandu, rozpocząć tam działania ratunkowe - mamy nadzieję, że w tym samym rejonie, gdzie będzie operować Państwowa Straż Pożarna. Ale jako że jesteśmy organizacją niosącą pomoc humanitarna, to patrzymy nie tylko na podstawowe potrzeby, które są w tej chwili, ale także na to, jaka pomoc będzie potrzebna w ciągu kolejnych kilku tygodni - powiedział.
Ratownicy PCPM planują pracować w Nepalu co najmniej do 7 maja. Jeśli będzie taka konieczność, zostaną dłużej. Mobilizują też drugi zespół medyczny, który w razie konieczności dołączy do pierwszego w ciągu kilku dni. Jedziemy z dużą ilością sprzętu, choć jest to sprzęt lekki - powiedział Wilk. Wieziemy około 200 kg sprzętu medycznego i leków oraz innego wyposażenia - dodał.
Zaznaczył także, że ratownicy PCPM będą współpracować z polskimi strażakami. Razem działali już podczas powodzi w Bośni-Hercegowinie. Jesteśmy zgrani podczas szkoleń (...) i choć jest to ogromne wyzwanie, bardzo się cieszymy, że będziemy razem z polskimi strażakami pracować w Nepalu - dodał.
Dowódca grupy poszukiwawczo-ratowniczej PSP bryg. Mariusz Feltynowski podał, że strażacy na miejsce dolecą w ciągu około 12 godzin i chcą jak najszybciej rozpocząć akcję ratowniczą. Na razie nie wiedzą, w jakim rejonie będą działać, bo o tym zadecydują władze Nepalu.
Będziemy oczywiście - jeżeli będziemy jedną z pierwszych grup - starali się jechać tam, gdzie są największe zniszczenia, gdyż jesteśmy przygotowani na to, żeby działać w dwóch niezależnych miejscach, nawet oddzielonych o kilkadziesiąt kilometrów od siebie i przez cały okres pobytu - mówił.
Dodał, że wylatując, strażacy wypełniają specjalny dokument, czyli informację o grupie i w nim zgłosili zapotrzebowanie na miejscu na 2-3 ciężarówki i 2 autobusy. Identycznie pierwsze cztery grupy, które teraz mobilizują się, a więc Stany Zjednoczone, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Chiny; mamy kontakt pomiędzy dowódcami grup i każdy zabezpiecza sobie dokładnie to samo - wyjaśnił.
W zależności, kto pierwszy wyląduje, jest odpowiedzialny za zabezpieczenie wstępnej logistyki pozostałych grup - mówił Feltynowski. Wyjaśnił, że pierwsza grupa robi ocenę sytuacji i raportuje ws. przyjęcia sił i środków oraz tworzony jest sztab koordynacji działań międzynarodowych - wszelkich grup, nie tylko grup poszukiwawczo - ratowniczych, ale również medycznych.
Tłumaczył, że w ramach sztabu zgodnie ze standardami ONZ powołuje się komórki ds. poszukiwawczo-ratowniczych, medycznych, logistyki, uchodźców, szczepień i innych.
Ze strażakami leci 12 psów ratowniczych. Grupa będzie miała również do dyspozycji 6 ton sprzętu ratowniczego, m.in. geofony, kamery wziernikowe, sprzęt hydrauliczny, pneumatyczny oraz do stabilizacji budynków, sprzęt medyczny, wodę i żywność oraz inne zaplecze logistyczne. Strażacy nie wykluczają, że pozostaną na miejscu nawet kilkanaście dni.
Feltynowski zauważył, że psy w czasie poszukiwań wypełniają bardzo ważne zadanie i pozwalają uniknąć błędnego oznaczenia miejsc, gdzie znajdują się ludzie. Pomyłka może skutkować zaangażowaniem grupy nawet na kilkanaście godzin - wyjaśnił.
Wojciech Wilk z PCPM dodał, że jego grupa zamierza rozpocząć akcję w sąsiedztwie działań ratowników PSP, aby udzielić pomocy medycznej uratowanym przez polskich strażaków i ludziom, którzy przebywają na tym obszarze, ale odnieśli mniejsze obrażenia.
Według rzecznika komendanta głównego Straży Pożarnej Pawła Frątczaka grupa ratownicza musi być całkowicie samowystarczalna i przygotowana do pracy przez co najmniej 14 dni. Rząd w Katmandu wystąpił z oficjalną prośbą o udzielenie pomocy ratowniczej i humanitarnej. Chęć udzielenia pomocy potwierdziło 48 grup, ale de facto grupy certyfikowane, które w tej chwili są przygotowane do wylotu, to są: 57-osobowa grupa amerykańska, grupa polska, grupa ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, a także grupa chińska oraz cztery inne małe grupy - tłumaczył.
Według niego Polacy mają szanse być jednym z pierwszych zespołów na miejscu. Pierwsza grupa certyfikowana, która przylatuje, po kontakcie z władzami lokalnymi zakłada centrum dowodzenia akcją ratowniczą, gdzie każda następna musi się zgłosić, aby otrzymać dany sektor, aby nie było chaosu w działaniach ratowniczych - mówił Frątczak.
Dodał także, że wśród 81 strażaków jest dwóch lekarzy i dziewięciu ratowników medycznych. Zespół ma duże doświadczenie, brygadier Feltynowski m.in. dowodził polską grupą biorącą udział w akcji ratunkowej po trzęsieniu ziemi na Haiti z 2010 roku.
W trzęsieniu ziemi w Nepalu zginęło już ponad 2400 osób, ponad 5 tysięcy zostało rannych - poinformowały w niedzielę władze nepalskie i krajów sąsiednich. Liczba ofiar wciąż rośnie.
Wstrząs o sile 7,9 w skali Richtera nastąpił w sobotę przed południem czasu lokalnego, jego epicentrum znajdowało się 80 km na wschód od miasta Pokhara w środkowej części kraju. Nastąpiło także kilkanaście słabszych wstrząsów wtórnych. Było to najsilniejsze trzęsienie ziemi w Nepalu od 81 lat.
(mpw)