Po potężnym trzęsieniu ziemi w Nepalu, w Himalajach może być znacznie więcej ofiar - obawia się pierwszy zimowy zdobywca ośmiotysięcznika Manaslu Ryszard Gajewski. Nie ma informacji na temat tego, co dzieje się w bazach pod Annapurną i Daulagiri, które znajdują się znacznie bliżej epicentrum wstrząsów. Na dodatek w obozach pierwszym i drugim pod Everestem znajduje się około 100 osób, które mogą mieć problemy z aklimatyzacją i przejściem przez lodowiec. „To są korytarze i turnie lodowe, które co jakiś czas się wywracają i nigdy nie wiadomo, kiedy. Do tego dochodzi jeszcze dodatkowe poruszenie tej całej masy, co już w ogóle jest rosyjską ruletą” – wyjaśnia Gajewski w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Maciejem Pałahickim.
Maciej Pałahicki RMF FM: Można się spodziewać, że w Himalajach będzie więcej ofiar?
Ryszard Gajewski: Nie mamy jeszcze dużo informacji. Główne informacje to jest rejon Pokhary, rejon Katmandu i rejon - jeśli chodzi o górskie sprawy - Everestu. Co będzie wyżej w obozach pierwszym, drugim też do końca nie wiadomo, czy Icefall zostanie zaporęczowany - w tej chwili nie ma takich informacji. Nie wiemy nic o tym, co dzieje się wkoło Dhaulagiri, tam jest kłopot z łącznością satelitarną, bo to są dość wąskie doliny. Zresztą to są rejony, gdzie było epicentrum, czyli blisko Pokhary, a z Pokhary pod Everest jest dużo więcej, jakieś chyba ze 150 km, a pod Annapurnę no... jakieś 60- 50 km...
Czyli tam wstrząsy były...
Mogły być większe i może się okazać, że będą jakieś ofiary górskie.
No właśnie, zawsze mi się wydawało, że bazy pod ośmiotysięcznikami zakłada się w takich miejscach, gdzie jest bezpiecznie, gdzie te lawiny nie docierają. Tym razem stało się inaczej, dlaczego?
Jeśli chodzi o sam rejon bazy pod Everestem, to urwało się tam dużo seraków z Pumori i przy normalnych obrywach te seraki, lawiny z tych seraków, nie dochodzą do bazy, zatrzymuje się to gdzieś kilometr wyżej, natomiast tu przy tej ilości poszło to dalej. Mimo że tam są moreny, to idzie tak duża fala uderzeniowa, że łamie namioty, przesuwa ludźmi, jakieś kamienie czy grzyby skalne, i to powoduje obrażenia wśród alpinistów i podejrzewam, że tak było w bazie pod Everestem.
Niekoniecznie śnieg, ale ta fala uderzeniowa, która szła przed lawiną mogła po prostu ludzi pozabijać?
Zgadza się, takie wypadki były nawet z udziałem polskich himalaistów jeszcze w latach 80. Właśnie fala uderzeniowa powodowała śmierć członków wyprawy.
W których bazach jeszcze mogli być ludzie i mogło tam coś spaść na nie?
Zostają nam bazy jeszcze pod Manaslu, to jest też stosunkowo blisko epicentrum, baza pod Annapurną, baza pod Dhaulagiri. Ale trudno w tej chwili być zorientowanym gdzie, co i ile wypraw tam było.
Mówi się o tym, że powyżej bazy na Evereście było około stu osób, a cały szlak wytyczony przez lodowiec jest zniszczony. Co z nimi? Czy oni będą mieli jak się dostać na dół z obozu pierwszego, drugiego?
To jest kłopot dlatego, że to nie są typowi wspinacze, tylko turyści, którzy chcą wyjść na Everest. Ich umiejętności są turystyczne, natomiast są pod opieką szerpów, ewentualnie jakichś przewodników zachodnich. Czy zejdą, to zależy od tego, czy szerpowie będą w stanie zaporęczować od nowa Icefall i to możliwie szybko. Mogą mieć też problemy z aklimatyzacją. Natomiast jeśli chodzi o wyżywienie myślę, że tydzień do 10 dni mogą tam spokojnie poczekać.
A samo przejście przez lodowiec jest bardzo niebezpieczne?
To są takie korytarze i turnie lodowe, które co jakiś czas się wywracają i nigdy nie wiadomo kiedy. Do tego dochodzi jeszcze dodatkowe poruszenie tej całej masy, co już w ogóle jest taką rosyjską ruletą. Ja bym się tam nie pchał w każdym razie.