Gokarty, starty w amatorskich rajdach, kariera "od pucybuta do milionera". Przeczytajcie, jak swoją przygodę z poważnym ściganiem zaczynali czołowi polscy kierowcy!
Zacząłem od kartingu, to jest świetna opcja na początek. Można sprawdzić siebie, własne możliwości. To sprzyja rozwijaniu podstawowych umiejętności - uczymy się rywalizacji i tego, jak radzić sobie ze stresem - mówi o swoich początkach Michał Kościuszko.
Krakowski kierowca, startujący obecnie w mistrzostwach świata, zaczął swoją karierę w wieku 15 lat. Wtedy wyjechał do Włoch i zaliczył pierwsze wyścigi w gokartach. Jeszcze zanim zdobył prawo jazdy, trenował na zamkniętych odcinkach za kierownicą rajdówki, dzięki czemu start w "dorosłe ściganie" miał ułatwiony.
To wszystko nie byłoby jednak możliwe, gdyby nie wsparcie rodziny. Niezbędne są finanse, dlatego pasją trzeba zarazić najbliższe otoczenie, pokazać, że kochamy rajdy, że warto nam pomóc - mówi Kościuszko.
Krzysztof Hołowczyc, choć zaczynał starty dużo wcześniej, swoje pierwsze kroki też stawiał w wyścigach gokartów. Wiele się wtedy nauczyłem. Zaczynaliśmy w maszynach z silnikami z motocykli WSK, ciągle trzeba było coś naprawiać, grzebać - to była też świetna szkoła mechaniki. No a później, oglądając rozgrywany w okolicach Olsztyna Rajd Kormoran, zamarzyłem, by też tak w przyszłości się "bawić". Z biegiem lat cele się trochę pozmieniały, bo doszła do tego rywalizacja, wyniki, wspaniałe przeżycia. Ale nie jest to droga, którą łatwo zaplanować. Trzeba wiele szczęścia i wytrwałości. Jest wiele momentów, w których wszystkiego się odechciewa - przyznaje Hołowczyc.
O wytrwałości i pasji mówi też aktualny mistrz Polski Kajetan Kajetanowicz. Pasja jest najważniejsza. Bo jeśli mamy pieniądze, a nie mamy pasji, to i tak nie pojedziemy szybko, nie będziemy mieli superteamu, ciężko będzie też o sukcesy - podkreśla.
Kariera "Kajta" zdaje się to potwierdzać, bo ten zawodnik - jak mało który - sukcesywnie piął się po szczebelkach rajdowej kariery, mimo że na początku nie dysponował wcale zasobnym portfelem.
Kiedyś nazywano mnie rajdowym Kopciuszkiem, teraz już zapomniano, że zaczynałem od Fiata 126p, który już wtedy był starym autem. Pierwsze starty to zawody z cyklu KJS - w nich zdobywałem punkty niezbędne do uzyskania licencji. Później przyszedł czas na jazdę w II lidze, gromadzenie kolejnych punktów, które pozwoliły mi uzyskać licencję upoważniającą do startów w najważniejszych rajdach - wspomina Kajetanowicz.