Meczem z Japonią polskie siatkarki rozpoczną udział w mistrzostwach świata, które rozegrane zostaną w Kraju Kwitnącej Wiśni. Selekcjoner Jerzy Matlak nie stawia drużynie konkretnych celów, ale liczy na lokatę w pierwszej ósemce.
Nikt przed nami żadnych celów i zadań nie stawiał. Każdy z nas ma jednak swoje nadzieje, ambicję. Chcę by dziewczyny godnie pokazały się w tych mistrzostwach, żeby nie przyniosły rozczarowania. Jaki to wynik przyniesie, dziś nie wiem. Tutaj jest wszystko możliwe, zarówno in plus, jak i in minus - mówił szkoleniowiec dzień przed inauguracją turnieju - mówił Matlak.
Jego zdaniem światowa czołówka jest ściśle określona. Brazylijki, kiedy dobrze grają, odbiegają wyraźnie od reszty. Potem jest kilka mocnych drużyn jak USA, Rosja, Chiny, Włochy, a w następnej kolejności grupa drużyn określana mianem najbliższego zaplecza tych, które mają grać o medale, a wśród nich są m.in. Japonia, Serbia, czy nasza reprezentacja - ocenił szkoleniowiec.
Atutem polskiej reprezentacji w Japonii jest korzystny układ drabinki turniejowej. Z mocnych zespołów Polki w pierwszej rundzie trafiły na gospodynie turnieju i Serbię. W kolejnej fazie mistrzostw (awansują do niej cztery najlepsze zespoły z każdej grupy), podopieczne Matlak mogą zagrać z Rosją, Chinami, czy Turcją. Omijają jednak takie drużyny jak USA, Kuba, Włochy, Brazylia, czy Holandia.
Polski szkoleniowiec nie ukrywa, że dobry start może mocno podbudować jego zawodniczki. Udany początek każdemu służy, szczególnie, gdy wygrywa się z gospodarzem turnieju. Faworytem są Japonki i nie tylko z tego powodu, że grają u siebie i będą miały za sobą 12 tysięcy kibiców, ale są też wyżej od nas w rankingu. Jesteśmy w trudnej sytuacji, ale nie bez szans - przyznał.