Koncert na Tauron Life Festival Oświęcim, wyjątkowym festiwalu z pokojowym przesłaniem, pokazuje, że „jesteśmy płomieniem, światłem, które rozświetla ciemność” – mówi w specjalnym wywiadzie dla RMF FM Carlos Santana. W rozmowie z Darkiem Maciborkiem podkreśla, „że nie niesie żadnej flagi państwowej, moją jedyną flagą i paszportem jest serce. Zespół Santana jest zaprzeczeniem mrocznej ignorancji.”
Darek Maciborek, RMF FM: Nazwałeś swoją nową trasę Divination Tour. Co kryje się pod tą nazwą?
Carlos Santana: Słowo "divination" oznacza zespolenie ze swoim własnym duchem. Wielu ludziom trzeba przypominać o dwóch rzeczach, których nie da się złamać ani zainfekować - są nimi duch oraz dusza. Nasze ciała składają się z komórek, z DNA, ale tak naprawdę jesteśmy duchem i duszą. Nazwałem tę trasę Divination, bo to słowo pomaga zrozumieć, jak można się komunikować ze swoim wyższym Ja.
Za kilka tygodni zaczynasz europejską część tournée, od koncertu na Tauron Life Festival Oświęcim, wyjątkowym festiwalu z pokojowym przesłaniem, zlokalizowanym w mieście znanym głównie z byłego obozu śmierci Auschwitz-Birkenau. Co oznacza dla ciebie granie w takim miejscu?
Oznacza, że jesteśmy płomieniem, światłem, które rozświetla ciemność. Świadomie przeciwstawiamy się lękowi, dominacji, iluzorycznym podziałom. Utożsamiam się z "Imagine" Johna Lennona, czy "One Love" Boba Marleya. Santana nie niesie żadnej flagi państwowej, moją jedyną flagą i paszportem jest serce. Zespół Santana jest zaprzeczeniem mrocznej ignorancji.
Czy jako szaman gitary wierzysz, że muzyka może uleczyć świat?
Zdecydowanie tak! Muzyka ma moc. To brzmienie, rytm i wibracje, które pozwalają cząsteczkom przezwyciężyć śmierć.
Część koncertów zaczynasz od intra zaczerpniętego z twojego pamiętnego koncertu na festiwalu Woodstock w 1969 roku. Czy wciąż czujesz duchową więź z tamtym wydarzeniem?
Zdecydowanie tak. Energia festiwalu Woodstock wraca dziś w postaci fali protestów amerykańskich dzieciaków przeciwko używaniu broni. Po raz pierwszy widzę taką energię i odwagę, by wyjść na ulice i przeciwstawić się tym, którzy czerpią zysk z produkcji broni. Za nic mają ludzkie życie, konstytucję czy Biblię. Interesuje ich wyłącznie zysk. Sprzedają broń masowej zagłady tak samo, jak w czasach Wietnamu. Santana nie jest podstarzałym hipisem z czasów Woodstock, to zespół ponadczasowy, wiecznie młody duchem. Jest jak stado lwów ryczących o wyzwolenie z okowów strachu i chciwości. CNN, FBI, CIA, Hollywood - oni wszyscy sprzedają ten sam towar: strach, strach, strach. Dla mnie to wyjątkowo nudne. Wraz z zespołem tworzę muzykę, która pomaga ludziom się obudzić i uwolnić z więzienia strachu. Tak jak pies otrząsa się z wody, my musimy otrząsnąć się ze strachu, ktoś musi nam przypominać o naszym blasku, o tym, że możemy czynić cuda.
Jakie są twoje najbliższe plany artystyczne?
Nagrywam teraz płytę z Rickiem Rubinem, powinna się ukazać pod koniec tego lata, a najpóźniej wiosną przyszłego roku. Nosi tytuł "Africa Speaks, The World Listens". Kocham wszystkie moje płyty jak własne dzieci, ale ten nowy album będzie miał w sobie wyjątkową moc, furię i wręcz niewiarygodny ogień.
Mija pół wieku, odkąd zacząłeś muzyczną karierę. Jaki jest twój przepis na długowieczność?
Musisz powierzyć swój umysł Najwyższemu, a wtedy poczujesz, że spływa na ciebie inspiracja. (...) Jeśli odczuwasz pragnienie, to znaczy, że chcesz żyć. Potrzebujesz wody, żeby je ugasić. Ale ważne jest też duchowe pobudzenie, pragnienie przeżycia kolejnej przygody. Ja nie wspomagam się żadnymi narkotykami, czy lekami, by uporać się z bólem. Wiem, jak przemienić ból w energię, która mi pomaga. Od czasu do czasu łykam jakieś leki, ale od narkotyków trzymam się z daleka. Moim zdaniem receptą na wieczną młodość jest ciągłe skupienie. Różnica pomiędzy genialnym Einsteinem a zwykłym człowiekiem wynika właśnie ze skupienia. Trzeba się maksymalnie koncentrować na każdym kolejnym zadaniu.
Powiedziałeś w jednym z wywiadów, że tylko dzięki swojej żonie nie oszalałeś od nadmiaru sławy.
Nie, to nie do końca prawda. Tak naprawdę ja lubię stan szaleństwa, tyle że musi to być wyborne szaleństwo, a nie takie, które krzywdzi ciebie czy inne osoby. Musisz być szurnięty, by wierzyć, że jesteś w stanie czynić cuda i błogosławieństwa. Tak więc ja jestem totalnym szaleńcem.
Dlaczego warto przyjść na Twój koncert na TLFO?
Ponieważ spośród setek tysięcy zespołów, które istnieją na świecie, mój jest w pierwszej trójce pod względem energii, umiejętności wywoływania gęsiej skórki czy płaczu z niewiadomego powodu oraz uwalniania od iluzji bycia niewolnikiem strachu.
Setlisty twoich koncertów różnią się między sobą. Jednak są takie piosenki, których absolutnie nie możesz w nich pominąć...
Gdy idziesz na koncert artysty typu Sting czy James Brown, masz gwarancję, że usłyszysz pewne piosenki, które towarzyszą ci przez całe życie. Tak więc u mnie nie może zabraknąć "Black Magic Woman", "Maria Maria", "Samba Pa Ti", "Oye Como Va", czy "Corazon Espinado". Ale przecież nawet jeśli codziennie smażysz jajecznicę, za każdym razem uzyskujesz nieco inny efekt.