"To nieludzki wniosek" - tak mecenas Bartosz Kownacki komentuje żądanie Rosjan, by bliscy ofiar katastrofy smoleńskiej identyfikowali głosy nagrane na rejestratorze z kokpitu tupolewa. Rosyjscy śledczy zlecili to polskim prokuratorom wojskowym. Według Kownackiego, który jest pełnomocnikiem części rodzin ofiar smoleńskich, wartość dowodowa takich przesłuchań będzie zerowa, a przy obecnym rozwoju techniki cała procedura jest zupełnie niepotrzebna.
Krzysztof Zasada: Jak ma wyglądać realizacja wniosku o pomoc prawną, w którym Rosjanie domagają się, by bliscy ofiar katastrofy smoleńskiej identyfikowali głosy nagrane na rejestratorze "Mars" z tupolewa?
Mec. Bartosz Kownacki: Tutaj prokuratura nie ma szczególnego wyboru. Po pierwsze, musi wezwać te osoby, przesłuchać i w trakcie czynności przesłuchania odtworzyć z magnetofonu czy komputera nagranie tych ostatnich minut lotu. Rodziny będą po prostu musiały odsłuchać to wszystko, co jest tam zapisane, nawet te dramatyczne słowa. Trzeba będzie do tego jeszcze raz wrócić, jeszcze raz przeżywać emocje...
Kolejna trauma dla bliskich ofiar.
To oczywiste, że to jest nękanie tych ludzi, traktowanie ich w sposób przedmiotowy. Nie ma żadnego uzasadnienia, by powtórnie zmuszać bliskich ofiar tej katastrofy, tych, którzy są tą katastrofą pokrzywdzeni, do tego, by jeszcze raz wracali do tamtych tragicznych dni, do 10 kwietnia.
Jaka jest wartość dowodowa takiej identyfikacji?
Żadna. Po pierwsze, świadek, który jest osobą najbliższą, który działa pod wpływem emocji, który może czegoś nie usłyszeć, nie dosłyszeć, źle usłyszeć, ma bardzo znikomą wartość dowodową - szczególnie, że dzisiejszy rozwój techniki pozwala na to, by użyć odpowiednich programów komputerowych, odpowiednich urządzeń i w sposób niebudzący wątpliwości ocenić, jeśli się ma próbkę głosu, czy to jest głos danej osoby, czy też nie. Zapis głosu każdej osoby ma pewne szczególne cechy, tak jak odcisk palca, i nie ma potrzeby identyfikacji poprzez rozpoznanie innej osoby.
Powinni to robić eksperci, powinno się to odbywać w laboratorium, a nie poprzez odsłuchiwanie nagrań w gabinecie prokuratora.
Dokładnie tak. Jeszcze raz mówię: przy dzisiejszym rozwoju techniki, przy dzisiejszym poziomie nauki nie ma potrzeby, by ktoś znajomy czy osoba bliska rozpoznawała głos. Wystarczy tylko zapis głosu na fonogramie - on pozwala ocenić, czy jest to głos danej osoby, czy nie. Ewentualnie, jeśli są takie zniekształcenia, że nie da się tego ocenić - to należy pozostawić sprawę bez rozstrzygnięcia w tym zakresie.
Czy, według pana, prokuratura powinna zrealizować ten rosyjski wniosek, skoro - jak pan mówi - jest to nękanie bliskich ofiar katastrofy?
Niestety nasza prokuratura ma tu niewiele do powiedzenia - jest związana umowami międzynarodowymi i musi realizować wnioski o pomoc prawną kierowane przez stronę rosyjską, o ile są one zgodne z prawem polskim. A chociaż taki wniosek jest nieludzki, jest on zgodny z prawem polskim. Ja, rozmawiając już dawno temu z prokuraturami, odniosłem wrażenie, że oni sami są skonfundowani tym, że muszą tego rodzaju wnioski realizować. Jestem przekonany, że w tym zakresie podejdą do rodzin z dużym zrozumieniem i będą starali się przeprowadzić tę czynność tak, żeby - jeżeli rodziny nie będą się czuły na siłach - nie zrealizować tego wniosku.
Prokuratura mówi, że przygotowała metodologię, która ma sprawić, żeby nie było to dla rodzin zbyt traumatyczne doświadczenie. Jak to w praktyce może wyglądać? Czy to tylko ta odmowa, o której pan mówi?
Trudno mi powiedzieć. Być może w niektórych sytuacjach potrzebna będzie obecność psychologa. Ale w pierwszej kolejności to danie konkretnej rodzinie dużej swobody, czy chce w takiej czynności uczestniczyć, czy też nie. Można to porównać do sytuacji, w której zmuszano by jakąś rodzinę, żeby oglądała zdjęcia ofiar katastrofy. Oczywiście niektórzy czują się na siłach, chcą to zrobić, bo chcą być pewni - a inni nie chcą do tamtych dni wracać i nie chcą rozbudzać jeszcze raz tamtych bardzo złych i trudnych emocji.