„To jeszcze jeden element ukrywania prawdy i potwierdzenie lekceważenia dowodów przez prokuraturę” - tak ustalenia biegłych prokuratury wojskowej w sprawie katastrofy smoleńskiej komentuje Magdalena Merta, żona byłego wiceministra kultury Tomasza Merty, który zginął 10 kwietnia. Śledczy stwierdzili, że główną przyczyną katastrofy TU 154 M były błędy załogi. Chcą też postawić zarzuty dwóm kontrolerom ze Smoleńska.
Magdaleny Merty nie przekonują ustalenia wojskowych śledczych. Jej zdaniem, i biegli i śledczy ciągle pomijają niewygodne dowody świadczące o zupełnie innej wersji niż wypadek, niż zejście przez pilotów poniżej dopuszczalnej wysokości i uderzenie w brzozę, wersji, że samolot rozpadł się wcześniej i wyżej.
Mamy ograniczenie prędkości do 50 km/h i jeśli pojadę w tym miejscu 100 km/h, popełnię błąd. Ale jeśli w tym momencie ktoś mnie zastrzeli, to nie dlatego zginęłam, że złamałam procedury - mówi wdowa po Tomaszu Mercie w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Mariuszem Piekarskim.
Magdalena Merta nie wierzy w wypadek. Według niej, mają o tym świadczyć zeznania świadków, którzy słyszeli wybuch, rozrzucenie szczątków tupolewa, czy choćby fakt, że niezależnych ekspertów nie dopuszczono do badań po ekshumacji zwłok ofiar.
Śledczy z Naczelnej Prokuratury Wojskowej postawili zarzuty spowodowania katastrofy w Smoleńsku dwóm rosyjskim kontrolerom lotu Tu-154. Odpowiednie wnioski w tej sprawie zostały już wysłane - twierdzą prokuratorzy. Według ustaleń, biegli wykluczyli, żeby uszkodzenia maszyny powstały z innych przyczyn niż zderzenia z przeszkodami terenowymi.
Wnioski biegłych dostarczyły podstaw do wydania postanowień o postawieniu zarzutów popełnienia przestępstwa wobec dwóch rosyjskich kontrolerów, członków grupy kierowania lotami - podkreśla Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Pierwszemu z nich zarzuca się sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu powietrznym (...), wobec drugiego wydano postanowienie o przedstawieniu zarzutu nieumyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu powietrznym - powiedział szef warszawskiej WPO płk Ireneusz Szeląg. Dodał, że prokuratura "w oparciu o zapisy europejskiej konwencji o pomocy w sprawach karnych uruchomiła procedurę zmierzającą do możliwości ogłoszenia obywatelom rosyjskim postanowień o przedstawieniu zarzutów i przesłuchania ich w charakterze podejrzanych". Wyjaśnił, że do czasu tych czynności prokuratura nie będzie informować o szczegółowej treści zarzutów.
Postanowienia o przedstawieniu zarzutów - jak poinformowała prokuratura - zapadły 24 marca. Zgodnie z kodeksem karnym "kto sprowadza bezpośrednie niebezpieczeństwo katastrofy w ruchu lądowym, wodnym lub powietrznym, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8". Również jeżeli następstwem nieumyślnego sprowadzenia katastrofy jest śmierć człowieka lub ciężki uszczerbek na zdrowiu wielu osób, sprawca podlega karze od 6 miesięcy do 8 lat więzienia. WPO podkreśla, że nieodesłanie Tu-154 na lotnisko zapasowe - jest nieobjęte zarzutami dla rosyjskich kontrolerów.
TRAGEDIA W SMOLEŃSKU. 10 KWIETNIA RELACJA MINUTA PO MINUCIE
Śledczy przez prawie dwie godziny przedstawiali opinię biegłych badających przyczyny katastrofy smoleńskiej. Ani stan zdrowia załogi, ani stan techniczny samolotu nie miały wpływu na katastrofę Tu - 154 - ujawnił rzecznik NPW Janusz Wójcik.
Jak dodał rzecznik NPW śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej zostało przedłużone do 10 października. Jak wyjaśnił, naczelny prokurator wojskowy zdecydował się na taki krok, uwzględniając wniosek Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie. WPO wszczęła śledztwo w dniu tragedii 10 kwietnia 2010 roku. Jest ono prowadzone w sprawie "nieumyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu powietrznym, w wyniku której śmierć ponieśli wszyscy pasażerowie samolotu Tu-154 Sił Powietrznych RP, numer boczny 101, w tym prezydent RP Lech Kaczyński oraz członkowie załogi".
Wszystkie okoliczności wskazują na to, że do końca tego roku śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej nie uda się zakończyć. Wynika to przede wszystkim z tego, że posiadamy wiedzę o rytmie pracy zespołu biegłych z Zakładu Medycyny Sądowej we Wrocławiu, którzy przygotowują opinię dotyczącą każdej ofiary katastrofy z osobna, uwzględniającą polską dokumentację lekarską oraz wytworzoną w Rosji - powiedział szef warszawskiej WPO płk Ireneusz Szeląg. Dodał, że ten rytm pracy wskazuje, że nie zdołają oni przygotować tej opinii do końca tego roku.
Z kolei ppłk Janusz Wójcik z Naczelnej Prokuratury Wojskowej dodał, że prokuratura nadal oczekuje odpowiedzi na wnioski o pomoc prawną wysłane do USA oraz Rosji. Oczekujemy na wykonanie przez stronę rosyjską wniosku polegającego na zwrocie wraku, rejestratorów samolotu i urządzeń. Wszystkie te okoliczności wskazują, że nie nastąpi w tym roku zakończenie śledztwa - dodał. Konsekwentnie powtarzamy: wrak bez wątpienia musi wrócić do Polski. To jest własność polskiego rządu, wszystko co znajdowało się na jego pokładzie było własnością bądź rządu polskiego, bądź polskich obywateli - podkreślił płk Szeląg. Powtórzył jednak, że "prokuratura nie może być zakładnikiem braku wraku", zaś biegli określili, iż "dostęp do wraku był taki, jakiego sobie życzyli" i brak wraku "nie stoi na przeszkodzie, żeby śledztwo zakończyć".
ZOBACZ RAPORT KOMISJI MILLERA WS. KATASTROFY SMOLEŃSKIEJ
ZOBACZ RAPORT MAK WS. KATASTROFY SMOLEŃSKIEJ
W sierpniu 2011 roku WPO postawiła zarzuty niedopełnienia obowiązków służbowych dwóm oficerom, którzy w 2010 r. zajmowali dowódcze stanowiska w ówczesnym 36. specpułku. Chodzi o organizację lotu Tu-154 w zakresie wyznaczenia i przygotowania załogi samolotu. Podejrzani nie przyznali się do winy i odmówili składania wyjaśnień. Za zarzucany czyn grozi im do trzech lat więzienia.
Jako bezpośrednią przyczynę katastrofy biegli wskazali m.in. niewłaściwe działanie załogi polegające na zniżaniu samolotu poniżej warunków minimalnych do lądowania i niewydanie komendy odejścia. Prokuratura wojskowa przedstawia wnioski z otrzymanej przed trzema tygodniami kompleksowej opinii biegłych w sprawie przyczyn i okoliczności katastrofy smoleńskiej. Prokuratorzy dokonali analizy całej opinii (...) jeśli chodzi o wnioski dotyczące bezpośrednich przyczyn katastrofy prokuratorzy uznali opinię za jasną i dostarczającą podstaw do określonych decyzji procesowych - powiedział płk Ireneusz Szeląg.
Jako pierwszą bezpośrednią przyczynę katastrofy biegli wskazali niewłaściwe działanie załogi, polegające na zniżaniu samolotu przez dowódcę statku powietrznego poniżej własnych warunków minimalnych do lądowania i niewydanie komendy odejścia na drugie zajście - mówił. Jak dodał płk Szeląg było to "działanie nieadekwatne do panującej na lotnisku sytuacji meteorologicznej". Dowódca samolotu nie miał prawa, wobec braku widzialności ziemi, zejść poniżej 120 m. Zakazu tego nie zmieniała zgoda wieży smoleńskiej na zejście do 100 m - tłumaczył. Ponadto, jak dodał prokurator, jako przyczynę katastrofy biegli wskazali "naruszenie reguł określonych w instrukcji użytkowania Tu-154 w locie" oraz "instrukcji współdziałania i technologii pracy członków załogi samolotu".
Inną z przyczyn wskazanych przez biegłych - jak poinformowała WPO - były także nieprawidłowości w związku z wyznaczeniem do lotu "osób bez ważnych uprawnień lub wręcz bez uprawnień, do wykonywania lotów na tym typie samolotu". Jak wynika z opinii, spośród załogi jedynie technik pokładowy posiadał ważne uprawnienia do wykonywania tego lotu w tym dniu - zaznaczył płk Szeląg.
Biegli uznali również, że nie była zachowana tzw. sterylność kokpitu i że niewykluczona jest obecność w kabinie gen. Błasika w ostatniej fazie lotu. Wykluczyli, aby uszkodzenia maszyny powstały z innych przyczyn niż zderzenia z przeszkodami terenowymi - podał wiceszef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie płk Ryszard Filipowicz. Z badań rejestratora ATM wynika, iż wszystkie systemy samolotu były sprawne do chwili uderzenia w pierwszą przeszkodę terenową. Dodał, że po uderzeniu lewym skrzydłem w brzozę, samolot stracił zdolność do utrzymywania lotu poziomego, co spowodowało upadek maszyny. Według biegłych, uderzając w ziemię, samolot był kompletny, pomijając uszkodzenia spowodowane uderzeniem w brzozę. Filipowicz powiedział też, że według biegłych ciśnienie w kabinie zmieniało się w sposób płynny, a do chwili uderzenia w pierwszą przeszkodę nie zidentyfikowano "nietypowych odgłosów".
Zdaniem Filipowicza biegli nie stwierdzili śladów oddziaływania ognia na zasadniczych elementach konstrukcyjnych samolotu; nie było też wybrzuszeń powłoki samolotu charakterystycznych dla wybuchu.
Powołany latem 2011 r. zespół biegłych miał się wypowiedzieć co do: odtworzenia i rekonstrukcji lotu Tu-154, oceny sprawności technicznej i formalnej samolotu w trakcie lotu i w okresie go poprzedzającym, przygotowania do lotu, stanu wyszkolenia i przygotowania załogi, prawidłowości procesu szkolenia członków załogi, prawidłowości eksploatacji samolotu 10 kwietnia, prawidłowości pracy załogi w czasie lotu, prawidłowości zabezpieczenia meteorologicznego i nawigacyjnego lotu, prawidłowości przygotowania lotniska Smoleńsk-Północny i pracy służb zabezpieczenia lotów na tym lotnisku. Oprócz tego w opinii tej znalazła się m.in. analiza ponownych kopii nagrań z kokpitu Tu-154. Polscy biegli ponownie skopiowali zapisy "czarnej skrzynki" w lutym 2014 r. w Moskwie.
Jak informowała wtedy NPW, biegli liczyli, że przy użyciu nowej metodologii i sprzętu uda się dokonać skuteczniejszego odsłuchu zapisu czarnej skrzynki.
Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie przekaże Prokuraturze Okręgowej Warszawa-Praga materiały w sprawie uznania przez biegłych formalnego naruszenia instrukcji HEAD przez ówczesnego szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Tomasza Arabskiego. Poinformował o tym płk Ireneusz Szeląg, przedstawiając wnioski opinii biegłych w sprawie katastrofy smoleńskiej. Według Szeląga, biegli dokonali m.in. oceny działań szeregu osób i instytucji co do organizacji lotu do Smoleńska 10 kwietnia 2010 r. Wskazali szereg niekorzystnych zjawisk i rozwiązań wpływających negatywnie na bezpieczeństwo lotów VIP-ów - dodał Szeląg. Zapowiedział, że biegli muszą uzupełnić opinię w tych obszarach.
Odnośnie wskazanego przez biegłych formalnego naruszenia instrukcji HEAD przez ówczesnego szefa KPRM, polegającego na niewystawieniu formalnego zamówienia na organizację lotu, stosowny wyciąg opinii zostanie wyłączony i przekazany według właściwości do Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga - zapowiedział Szeląg.
W listopadzie ubiegłego roku prokuratura umorzyła prawomocnie śledztwo ws. organizacji lotów przez cywilnych urzędników. Oceniła, że choć były nieprawidłowości przy organizacji lotów, to nie wystarczają one do postawienia zarzutów. Wobec tej decyzji prywatny akt oskarżenia ws. niedopełnienia przez pięciorga urzędników obowiązków pod koniec ub.r. złożył pełnomocnik części rodzin ofiar katastrofy, w tym bliskich prezydenta Lecha Kaczyńskiego, mec. Piotr Pszczółkowski. Sąd podał niedawno, że oskarżeni to: "Tomasz A., Monika B., Mirosław K., Justyna G. i Grzegorz C.", nie identyfikując oskarżonych.
Rzeczniczka praskiej prokuratury prok. Renata Mazur powiedziała, że trzeba się zastanowić proceduralnie, co można teraz zrobić, skoro w umorzonej już prawomocnie sprawie wpłynął do sądu prywatny akt oskarżenia. Nie wykluczyła, że wyłączone materiały z opinii biegłych trzeba będzie przesłać do sądu mającego prowadzić proces.
W umorzonym śledztwie stwierdzono "poważne naruszenie" przepisów m.in. instrukcji HEAD z 2009 r. przez urzędników KPRM ws. dysponowania wojskowym specjalnym transportem lotniczym. "Nie miały one bezpośredniego związku z przygotowaniem wizyt z 7 i 10 kwietnia 2010 r., natomiast dotyczyły szeregu czynności podejmowanych w okresie poprzedzającym katastrofę" - napisano w uzasadnieniu umorzenia. Polegały one m.in. na: niewywiązywaniu się z obowiązku ustalania limitów dysponowania wojskowym transportem lotniczym na potrzeby osób uprawnionych, nierzetelnego prowadzenia ewidencji czy bezpodstawnej odmowy skorzystania z wojskowego specjalnego transportu lotniczego przez podmiot do tego uprawniony.
(j.+ug)