Brzoza, o którą uderzył skrzydłem prezydencki tupolew w Smoleńsku, nie została wykarczowana. „Nadal stoi u mnie” – powiedział dziennikarzowi RMF FM Nikołaj Bodin, właściciel działki. Bodin jest świadkiem katastrofy smoleńskiej. Widział, jak 10 kwietnia 2010 roku polski samolot uderzył skrzydłem w stojące na jego działce drzewo.
Brzoza nadal stoi u mnie - powiedział naszemu korespondentowi w Moskwie, Nikołaj Bodin właściciel działki w Smoleńsku. Wcześniej niektóre media podały, że na lotnisku w Smoleńsku nie ma już brzozy, o którą skrzydłem zawadził Tu-154M. Część terenu bezpośrednio przylegającego do miejsca, gdzie rozbił się polski samolot, to - według nich - plac budowy.
Nikołaj Bodin wyjaśnia w rozmowie z Przemysławem Marcem, że obok jego działki rzeczywiście prowadzono prace budowlane. Zostały wstrzymane przez władze, bo to rejon podchodzenia do lądowania na lotnisku Siewiernyj.
Była wokół budowa, ale zabronili i żadnej budowy nie ma - mówił nam Bodin. Na pytanie naszego dziennikarza co z brzozą, w którą miał uderzyć polski samolot i z której fragmenty pobrali rosyjscy śledczy i polscy prokuratorzy,Bodin odpowiada krótko: Wszystko stoi na miejscu, nikt jej nie ruszał.
Bodin powtórzył również, że jest pewien, iż 10 kwietnia polski samolot uderzył skrzydłem w stojącą na jego działce brzozę.
Poniżej przypominamy fragment rozmowy Przemysława Marca z Nikołajem Bodinem z 22 października 2010 roku.
Nikołaj Bodin: Kiedy oddalił się (samolot - red.) od brzozy, już go nie widziałem.
Przemysław Marzec: Stracił skrzydło po uderzeniu?
Nikołaj Bodin: Skrzydło było odbite /złamane/, ale jeszcze wisiało. Potem pobiegłem za nim (samolotem - przyp. PM), widzę leży skrzydło, to niedaleko od tego miejsca. Potem pobiegłem dalej, a on już leżał w błocie.
Z dwóch opinii będących w dyspozycji prokuratury wojskowej nie wynika, aby brzoza w Smoleńsku była ułamana przed 10 kwietnia 2010 roku - poinformowała Naczelna Prokuratura Wojskowa. Powstaje też trzecia opinia w Centralnym Laboratorium Kryminalistycznym Policji.
Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie jest w posiadaniu dwóch ekspertyz teledetekcyjnych sporządzonych przez Służbę Wywiadu Wojskowego oraz firmę SmallGIS - poinformował rzecznik NPW ppłk Janusz Wójcik. Wyjaśnił, że dotyczyły one zdjęć satelitarnych lotniska oraz terenów przyległych z okresu przed i po katastrofie: 5 i 12 kwietnia 2010 roku.
Jedna z nich odnosi się do stanu drzew, przy czym jedno z tych drzew jest identyfikowalne jako brzoza, o którą zawadzić miał lewym skrzydłem samolot Tu-154M. Z opinii tych nie wynika, aby brzoza była ułamana przed 10 kwietnia 2010 roku - podał Wójcik.
Profesor Chris Cieszewski z Uniwersytetu w Georgii, opierając się na analizie zdjęć satelitarnych, doszedł do wniosku, że brzoza na lotnisku w Smoleńsku była złamana już przed piątym kwietnia. To jego zdaniem oznacza, że prezydencki tupolew nie mógł uderzyć w nią swoim skrzydłem.
Chris Cieszewski na zdjęciach satelitarnych analizował inny element, nie brzozę. Popełnił błąd twierdząc, że drzewo było złamane przed katastrofą smoleńską. Cieszewski za brzozę mógł wziąć śmieci na działce doktora Bodina - mówił z kolei w Kontrwywiadzie RMF FM przewodniczący PKBWL Maciej Lasek.
Prof. Chris Cieszewski do słów Macieja Laska podszedł z rezerwą. Przelatujący na wysokości 5 metrów odrzutowiec zmiótłby tam z ziemi nie tylko stertę śmieci, ale i samochód, nie mówiąc o tym, że wszystko do 50 metrów za silnikami zostałoby stopione w temperaturze kilkuset stopni Celsjusza - mówił Cieszewski.
Dziś Chris Cieszewski powtórzył swoją teorię. Na posiedzeniu zespołu parlamentarnego opowiadał o użytej przez siebie metodologii. Podkreślił, że przy swoich ustaleniach korzystał ze zdjęć satelitarnych, zdjęć z gruntu oraz zdjęć terenu katastrofy zrobionych z paralotni, które jego zdaniem "były przełomem". Jak mówił, kupienie zdjęcia satelitarnego z 5 kwietnia "to żaden problem". Ona sam kupił je od firmy "Apollo Maping".