Porozumienie zawarte na szczycie Unii Europejskiej - choć jest krokiem w dobrą stronę - może nie wystarczyć do przezwyciężenia kryzysu euro. Taka opinia dominuje w komentarzach po szczycie. Większość państw, w tym Polska, zgodziła się w Brukseli na wdrożenie nowych zasad dyscypliny finansów publicznych.
Unijni przywódcy zakończyli rozmowy w piątek nad ranem bez porozumienia w sprawie zmiany traktatu Unii. Zdecydowali natomiast, że nowe zasady dyscypliny finansów publicznych i zarządzania gospodarczego - nazywane umową fiskalną - będą przyjęte w formie umowy międzyrządowej. Według informacji reporterki RMF FM Agnieszki Burzyńskiej, w tej chwili jedynym krajem, który nie chce do przystąpić do umowy, jest Wielka Brytania.
Komentując wyniki szczytu, Donald Tusk stwierdził, że z punktu widzenia Polski to nie jest jakieś poświęcenie - większa dyscyplina w strefie euro to wprowadzenie zapisów, które w Polsce już dawno funkcjonują.
Innego zdania jest opozycja, która krytykuje premiera za tryb podjęcia decyzji i za samą zgodę na ustalenia szczytu. SLD mówi o wynikach spotkania, że "mogło być lepiej, ale mogło być też gorzej". Równocześnie jednak politycy Sojuszu wytykają rządowi, że nie konsultował z Sejmem przyłączenia się Polski do nowych zasad dyscypliny finansowej.
Unia na szczęście nie padła na tym szczycie, ale na pewno potknęła się znacząco. Sztandar powiewa i myślę, że należy być nadal ostrożnym optymistą, jeśli chodzi o przyszłość UE - komentował wiceszef sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych Tadeusz Iwiński.
Ostrzej wypowiadali się politycy PiS. Rzecznik partii Adam Hofman uznał, że Polska nakłada na siebie rygory budżetowe bez jakichkolwiek praw i gwarancji, a poseł Krzysztof Szczerski stwierdził, że Polska będzie płacić, żeby ratować bogatsze od siebie kraje. To jest sprzeczne z naszym interesem. Pytany zaś, jakie kroki zamierza podjąć w Sejmie PiS, Szczerski powiedział: Musimy do tego doprowadzić, by ta umowa była uznana za umowę przenoszącą prawa suwerenne organów władzy państwowej na poziom ponadnarodowy, a wtedy - jak podkreślił - do jej zatwierdzenia trzeba by dwóch trzecich głosów w Sejmie.
Solidarna Polska zaapelowała z kolei do prezydenta Bronisława Komorowskiego o pilne zwołanie Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Lider grupy Zbigniew Ziobro przypomniał, że klub tej partii kategorycznie przeciwstawia się zmianom, które łączyłyby się z ograniczaniem suwerenności Polski.
O wiele łagodniej na temat ustaleń szczytu wypowiadali się politycy koalicyjnego PSL. Szef klubu ludowców Jan Bury stwierdził, że Polska słusznie przyłącza się do krajów, które nałożą na siebie nowe zasady dyscypliny finansów publicznych. Według niego, szczyt Unii zakończył się kompromisem, a przyłączenie się Polski do tego projektu jest rozsądne.
Rober Gwiazdowski, ekspert w dziedzinie podatków Centrum im. Adama Smitha, uważa, że reformy zaproponowane przez unijnych przywódców same w sobie nie mają sensu i są próbą ucieczki do przodu, która z całą pewnością nie zakończy się dobrze. Jego zdaniem, błędem było już samo wprowadzenie euro, a teraz ujednolicenie współpracy fiskalnej, jedne stawki, jedna podstawa opodatkowania, są niekorzystne dla Polski.
Krytycznie o brukselskich ustaleniach wyraził się w rozmowie z reporterką RMF FM Agnieszką Witkowicz ekonomista, prof. Krzysztof Rybiński. Jego zdaniem, szczyt - zamiast podjąć decyzje, które zatrzymają kryzys finansowy - zajął się takim "eurociotowaniem", czyli pogadano sobie o niczym. Dodał, że brak konkretów to dla Polaków bardzo zła wiadomość, bo "za miałkość unijnych urzędników zapłacimy wszyscy".
Główny ekonomista Millennium Grzegorz Maliszewski uważa, że unijna ingerencja nie sięgnie do takiego poziomu jak "ujednolicenie i ręczne sterowanie podatkami". Z kolei analityk Domu Maklerskiego BOŚ Marek Rogalski ocenia, że automatyczne sankcje za naruszenie reguł fiskalnych, zwłaszcza za przekroczenie progu 3 procent deficytu w stosunku do PKB, to dobre rozwiązanie, choć niewystarczające, by uspokoić rynki finansowe. Zdaniem Rogalskiego, nierozwiązany pozostał "kluczowy problem - skąd wziąć pieniądze na ratowanie strefy euro".
W podobnym tonie wypowiadał się dr Marek Cichocki z Uniwersytetu Warszawskiego. Jego zdaniem, szczyt nie okazał się przełomowy i nie przyniósł rozwiązań w kwestii kryzysu w strefie euro.
Podobnie uważa dr Agnieszka Łada z Instytutu Spraw Publicznych: Szczyt nie zakończył się sukcesem. Podział na dwie grupy osłabia pozycję Unii i sprawi problemy czysto organizacyjne w jej zarządzaniu. Każdy podział UE jest czymś negatywnym. Decyzje, które zapadły na szczycie, na pewno nie uspokoją rynków finansowych.