Ponad 49 proc. badanych chce wprowadzenia w Polsce stanu klęski żywiołowej - wynika z sondażu SW Research dla "Rzeczpospolitej". Przeciwnego zdania jest ponad 33 proc. respondentów.
Jak przypomina "Rzeczpospolita", stan klęski żywiołowej jest jednym ze stanów nadzwyczajnych, w czasie obowiązywania których nie można organizować wyborów. Dlatego wprowadzenie go skutkowałoby przesunięciem terminu wyborów prezydenckich, zaplanowanych obecnie na 10 maja.
Z sondażu dla "Rzeczpospolitej" wynika, że 49,8 proc. ankietowanych chciałoby, żeby rząd wprowadził w Polsce stan klęski żywiołowej. Takiego rozwiązanie nie chce 33,2 proc. uczestników badania. 17 proc. respondentów nie ma zdania w tej sprawie.
Wprowadzenie stanu klęski żywiołowej popiera ponad połowa osób po 50 roku życia. Częściej niż pozostali taki pomysł popierają osoby o dochodach między 2001 a 3000 zł oraz te z miast liczących od 100 tys. do 199 tys. mieszkańców - mówi "Rzeczpospolitej" Adrian Wróblewski, dyrektor działu analiz SW Research.
Sondaż przeprowadzono między 21 a 22 kwietnia metodą badania omnibusowego na losowej próbie respondentów liczącej ok. 800 osób w wieku powyżej 16. roku życia.
Wprowadzenie stanu klęski żywiołowej postulowały w wydanym we wtorek wspólnym oświadczeniu zarządy Związku Miast Polskich i Unii Metropolii Polskich. Ich zdaniem, umożliwiłoby to przesunięcie nie tylko terminu wyborów prezydenckich, ale też lokalnych referendów.
Oświadczenie sygnowane przez szefów obu organizacji - prezesa Związku Miast Polskich (ZMP) Zygmunta Frankiewicza i prezesa zarządu Unii Metropolii Polskich (UMP) Tadeusza Truskolaskiego - opublikowano na stronie internetowej ZMP. Podkreślono w nim, że w związku z wprowadzonymi w marcu stanem zagrożenia epidemicznego i stanem epidemii "rząd i Sejm podejmują rozliczne działania, które rażąco ograniczają prawa i wolności obywatelskie w zakresie, który od dawna wyczerpuje przesłanki i znamiona stanu klęski żywiołowej".
Autorzy apelu podkreślili, że od miesiąca apelują o wprowadzenie stanu klęski żywiołowej. "Decyzja ta oznaczałaby formalne uznanie stanu, który od kilku tygodni faktycznie trwa, jednak nie ma mocy prawnej, czego konsekwencje (...) już rodzą określone skutki. Mogą one w niedalekiej przyszłości okazać się dużo poważniejsze, co uporczywie ignoruje rząd, przedstawiając nieprawdziwe argumenty dotyczące sytuacji społeczno-gospodarczej w kraju" - zaznaczyli samorządowcy.