Nie ma uzasadnienia, by nauczycieli poddawać testom przesiewowym. Ma to sens wtedy, gdy istnieje realne ryzyko zakażenia – odwołał się do wytycznych sanepidu minister edukacji Dariusz Piontkowki.
Inspekcja sanitarna wyraźnie mówi, że badanie przesiewowe większych grup ludzi ma tylko i wyłącznie sens, kiedy sytuacja epidemiczna na to wskazuje. Jeżeli nauczyciele i uczniowie na razie nie chorują, nie ma przesłanek do tego, by robić tam testy - powiedział szef MEN, zaznaczając, że wynik testu po kilku lub kilkunastu godzinach może być już nieaktualny.
Nikt przecież, ani nauczycieli, ani uczniów nie zamknie w domach. Oni będą korzystali ze środków komunikacji publicznej, tak jak i dzisiaj zresztą. Będą chodzili do sklepów, wychodzili na ulicę, spotykali się towarzysko. I my nie wiemy, czy wśród tych osób, z którymi oni się spotykają poza szkołą, ktoś nie jest zarażony i czy przypadkiem ta osoba również nie będzie zarażona - uzasadnił w kontekście jednej z propozycji Związku Nauczycielstwa Polskiego dotyczącej badań przesiewowych nauczycieli.
Powołując się na zalecenia głównego inspektora sanitarnego minister edukacji powiedział, że przesiewowe testowanie ma sens, gdy istnieje wyraźne ryzyko zachorowania lub mamy do czynienia z osobą chorą i "chcemy wyeliminować osoby, które mogły się od niej zarazić".
Kontynuując wątek innych postulatów Związku Nauczycielstwa Polskiego odnośnie organizacji pracy szkół od 1 września, powiedział, że "czasami ma takie rozdwojenie jaźni".
Z jednej strony mówią o tym, że dyrektorzy nie są przygotowani do tego, aby podejmować decyzję o ograniczeniu kształcenia stacjonarnego, a za chwilę - ci sami szefowie związku - mówią, że dyrektor samodzielnie powinien podejmować taką decyzję. Więc ja nie wiem w końcu, jaki postulat składa pan Broniarz, bo sobie zaprzecza w tej wypowiedzi, jaką pani przed chwilą przytoczyła - odniósł się do postulatu ZNP, aby dyrektorzy szkół nie musieli konsultować swojej decyzji z sanepidem o przechodzeniu na inny model nauczania.
Jak podkreślił, decyzję w tej prawie należy przekazać kompetentnym organom, czyli sanepidowi.
Uważamy, że fachowość inspekcji sanitarnej pozwoli dyrektorom spokojnie podejmować decyzje, bo będą mieli pewność, że jest oparta na wiedzy fachowej - zapewnił. Zauważył, że przejście na model mieszany czy zdalny, jeśli zaistnieje taka konieczność, będzie przejściowym rozwiązaniem i po ewentualnym odbyciu kwarantanny uczniowie i nauczyciele będą mogli znów wrócić do zajęć stacjonarnych.
Piontkowski dodał, że mimo tego, że pomoc dodatkowa dla szkół, to zadanie własne samorządów, państwo również wspiera szkoły, zapewniając im m.in. środki ochrony osobistej.
My mimo tego, że nie jest to obowiązek państwa, pomagamy wszystkim szkołom, nie tylko samorządowym, ale także niepublicznym (...). Oczekujemy, że władze samorządowe zachowają się podobnie i także wyłożą własne środki na zabezpieczenie szkół - powiedział.
Szef Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz przedstawił we wtorek na konferencji prasowej stanowisko Prezydium Zarządu Głównego ZNP w sprawie bezpiecznego powrotu do szkół, składające się z 13 punktów. Jednym z nich jest postulat, aby dyrektorzy szkół w porozumieniu z organem prowadzącym i bez konsultacji z sanepidem decydowali o organizacji pracy szkoły - czy będzie to powrót do tradycyjnej nauki stacjonarnej, czy odbędzie się on od 1 września, czy później, a także czy przejść (również bez zgody sanepidu) na edukację hybrydową.
ZNP domaga się też zwiększenia nakładów na finansowanie szkół, badań przesiewowych pod kątem koronawirusa i bezpłatnych szczepień przeciwko grypie dla nauczycieli, a także pełnego doposażenia szkół w środki ochrony - płyn do dezynfekcji i maski o wysokiej ochronie.