Wprowadzenie obowiązku noszenia maseczek oznacza zakaz jedzenia, picia i palenia w przestrzeni publicznej. Każdej, za wyjątkiem pociągu - informuje WP.
Od soboty obowiązuje rozporządzenie Rady Ministrów, które nakłada na wszystkich mieszkańców tzw. żółtych stref obowiązek noszenia maseczek. Ponieważ ze względu na gwałtowny wzrost liczby zakażeń żółtą strefą objęto cały kraj, maseczki trzeba nosić wszędzie. Wyłączony z zakazu jest tylko zamknięty katalog osób, o którym mówi rozporządzenie.
Miejscami przepisy są jednak mało precyzyjne i zostawiają pole do nadinterpretacji, a czasem prowadzą do absurdów.
W przestrzeni publicznej, jak np. na ulicach czy w pojazdach komunikacji publicznej, maseczki trzeba nosić i nie wolno ich zdejmować.
Oznacza to, że na ulicy nie wolno jeść i pić. Chyba że jesteśmy w stanie to zrobić mając na twarzy maseczkę. Nie ma więc już szans na tak popularnego w Polsce kebaba na świeżym powietrzu bez groźby surowej kary. Za złamanie przepisów grozi mandat do 500 zł. Jeśli sprawa trafi do wyższej instancji, grzywny zaczynają się od 5 tys. zł.
Taki sam nakaz obowiązywał wiosną. Według obowiązującej wtedy interpretacji przepisy nie zawierały wyjątków, które pozwalałyby zdjąć maseczkę do jedzenia. Teraz też takich wyjątków nie ma, więc zasada jest taka sama - mówi w rozmowie z money.pl rzecznik prasowy GIS Jan Bondar. Bary z jedzeniem na wynos nadal mogą funkcjonować, możemy sobie kupić posiłek, ale zjeść go możemy tylko w domu, w miejscu pracy, gdzie maseczkę można zdjąć, czy w samochodzie.
I dotyczy to nie tylko lodów, hamburgerów czy gofrów, ale nawet cukierka czy gumy do żucia.
Co więcej, taka interpretacja przepisów oznacza, że w przestrzeni publicznej na terenie całego kraju obowiązuje zakaz palenia, bo do tego też maseczkę należy zdjąć.
Jedynym wyjątkiem dotyczącym jedzenia, który ustawodawca zdecydował się wpisać do rozporządzenia, jest pociąg.
Żródło: Wirtualna Polska