Minister zdrowia Argentyny Fernan Quiros oświadczył we wtorek, że przewiduje szczyt epidemii koronwirusa w kraju za trzy do czterech tygodni. Również rządy niektórych innych krajów Ameryki Południowej prognozują, iż w czerwcu koronawirus zaatakuje z nową siłą.
Oczekuje się, że w czerwcu wirus uaktywni się wskutek większego zanieczyszczenia powietrza w sezonie grzewczym w miastach. Dlatego rządy postanowiły wykorzystać najbliższe tygodnie do chwilowego poluzowania ograniczeń związanych z Covid-19, zwłaszcza tych dotyczących gospodarki.
W Argentynie, gdzie na 44,5 mln ludności było dotąd stosunkowo niewiele zakażeń w porównaniu z innymi krajami regionu, bo nieco ponad 5,6 tys. wykrytych przypadków i 300 ofiar śmiertelnych, prezydent Alberto Fernandez zapowiedział - po 70 dniach od wybuchu pandemii - wznowienie produkcji w 600 fabrykach.
Jak wynika m.in. z danych ogłoszonych przez urząd burmistrza Buenos Aires Horacio Rodrigueza, największym problemem stolicy i innych wielkich miast Argentyny jest atak koronawirusa na "villas de la miseria", peryferyjne dzielnice i osiedla najuboższych mieszkańców, pozbawione nie tylko lekarzy i szpitali, ale często także elementarnej infrastruktury sanitarnej i wody bieżącej.
Przed 30 laty w "osiedlach nędzy" na obrzeżach argentyńskich miast mieszkało 2 proc. ich ludności i byli to głównie imigranci zarobkowi, którzy po jakimś czasie przenosili się do lepszych dzielnic. Dziś stanowią oni - w tym w stolicy kraju - 8 do 10 proc. jej mieszkańców, z czego 60 proc. mieszka tam na stałe.