Szybki test krwi pozwala zidentyfikować zakażonych koronawirusem pacjentów, u których przebieg Covid-19 może być szczególnie ciężki - piszą na łamach czasopisma "JCI Insight" naukowcy z Washington University School of Medicine w St. Louis. Badanie pod kątem obecności we krwi tzw. mitochondrialnego DNA już w pierwszej dobie pobytu w szpitalu wskazuje pacjentów, u których prawdopodobne są poważne powikłania. To pozwala wcześnie wdrożyć właściwe metody terapii.
Od początku pandemii Covid-19 lekarze zmagają się z problemami z przewidywaniem przebiegu choroby. To utrudnia planowanie właściwej metody leczenia, może opóźniać wdrożenie zaawansowanych metod intensywnej terapii, w tym podłączenie do respiratora czy aparatury dializującej.
Wiek pacjenta i jego choroby współistniejące pozwalają w wielu przypadkach przewidzieć rozwój Covid-19. Lekarzy wciąż zaskakują jednak przypadki młodych i ogólnie zdrowych ludzi, których stan gwałtownie się pogarsza.
Naukowcy z Washington University School of Medicine w badaniach prowadzonych z udziałem 97 pacjentów pokazali, że istotnych informacji może dostarczyć prosty test krwi, który pozwala ocenić ilość tzw. mitochondrialnego DNA. To DNA obecne w mitochondriach, czyli centrach energetycznych komórek. Większa obecność tego DNA we krwi wskazuje na to, że w organizmie dochodzi do gwałtownych procesów śmierci komórkowej.
Lekarze potrzebują lepszych narzędzi wczesnego diagnozowania pacjentów z Covid-19. Niektóre z zaawansowanych metod terapii, np. z użyciem przeciwciał monoklonalnych, są wciąż słabo dostępne. Lekarze muszą wiedzieć, którzy pacjenci wymagają ich w pierwszej kolejności, a którym nie będą potrzebne - mówi współautor pracy, dr Andrew E. Gelman.
Wciąż wielu aspektów tej choroby nie znamy. Przede wszystkim musimy zrozumieć, dlaczego niektórzy pacjenci, młodzi i w dobrym stanie zdrowia, wpadają nagle w śmiertelną spiralę procesów zapalnych - dodaje Gelman. Wyniki naszego badania wskazują na to, że przyczyną może być uszkodzenie tkanek, tym bardziej, że uwolnione mitochondrialne DNA samo jest też czynnikiem zapalnym - tłumaczy ekspert.
Zdaniem autorów pracy, opracowany przez nich test może pomóc także w badaniach nad nowymi metodami terapii. Dzięki niemu łatwiej będzie ocenić, którzy pacjenci mogliby skorzystać z nowatorskich terapii. Łatwiej będzie też monitorować ich stan zdrowia w czasie testów, przy założeniu, że mniejsza ilość mitochondrialnego DNA we krwi będzie oznaką poprawy stanu zdrowia.
Potrzebujemy szerszych testów, by potwierdzić to, co zaobserwowaliśmy, ale wydaje się, że jeśli bylibyśmy w stanie w ciągu 24 godzin ocenić czy pacjent będzie wymagał dializy, intubacji, czy leków powstrzymujących spadek ciśnienia krwi, łatwiej byłoby planować jego terapię i wcześniej przystąpić do właściwego leczenia - dodaje współautor pracy, prof. Hrishikesh S. Kulkarni.
Badacze z St. Louis przekonali się, że podwyższony poziom mitochondrialnego DNA we krwi pacjentów, którzy ostatecznie wymagali intensywnej terapii, był charakterystyczny niezależnie od wieku, płci czy chorób współistniejących. U osób, u których rozwinęła się potem ostra niewydolność oddechowa, poziom mitochondrialnego DNA był przeciętnie 10-krotnie podwyższony. Pacjenci z tak podwyższonym poziomem mitochondrialnego DNA sześciokrotnie częściej niż inni wymagali intubacji, trzykrotnie częściej trafiali na intensywną terapię, dwukrotnie częściej umierali.
Okazało się, że nowy test lepiej przewidywał stan pacjentów niż dotychczas stosowane markery procesów zapalnych. Zdaniem autorów ma to związek z faktem, że pozwala on ocenić intensywność procesów śmierci komórkowej. Wirusy mogą prowadzić do zniszczeń tkanki zwanych nekrozą, która jest brutalną, silnie zapalną odpowiedzią na infekcję - dodaje Gelman. Komórki rozpadają się i uwalniają swoją zawartość, w tym właśnie mitochondrialne DNA, które jeszcze napędza procesy zapalne. Mamy doniesienia, że Covid-19 wywołuje czasem takie właśnie reakcje w tkankach płuc, serca, czy nerek. Wydaje nam się, że z pomocą naszego testu można będzie wcześnie wykrywać takie procesy - zapewnia.
Autorzy pracy zwracają uwagę na to, że ponieważ ich testy wykorzystują metodę PCR, z pomocą której prowadzi się standardowe testy obecności koronawirusa, jest szansa na szybkie wdrożenie jej w istniejącej sieci laboratoriów. Zamierzają teraz rozszerzyć program testów, by w oparciu o lepiej udokumentowane wyniki wystąpić do Federalnej Agencji ds. Żywności i Leków (FDA) o akceptację.