Afera wokół Dominica Cummingsa, głównego doradcy brytyjskiego premiera Borisa Johnsona, była na wyrost podsycana przez gazetę "The Guardian". Jak poinformował "Mail od Sunday" - jeden ze świadków twierdzących, że widział Cummingsa, przyznał, iż zrobił to dla żartu.
W poprzedni weekend gazety "The Guardian" i "Daily Mirror" napisały, że pod koniec marca, kilka dni po wprowadzeniu przez rząd zakazu przemieszczania się bez uzasadnionego powodu, Cummings pojechał do domu rodziców w Durham, ponad 400 km od Londynu. Na dodatek w Niedzielę Wielkanocną miał być widziany w oddalonej o prawie 50 km od Durham turystycznej miejscowości Barnard Castle, a tydzień później - już po powrocie do pracy - ponownie w Durham.
Cummings wyjaśniał, że pojechał do rodziców, by zapewnić opiekę czteroletniemu synowi w momencie, gdy i on, i jego żona wykazywali objawy koronawirusa, i przekonywał, iż nie było to złamaniem reguł, gdyż te dopuszczały wyjątki w niektórych sytuacjach. Mówił, że do Barnard Castle pojechali, by sprawdzić, czy po chorobie będzie on w stanie prowadzić samochód przez kilka godzin, ale kategorycznie zaprzeczył, by ponownie był w Durham, co było najpoważniejszym zarzutem.
Te wyjaśnienia nie przekonały ani opozycji, ani większości opinii publicznej, a sprawa poważnie nadszarpnęła wizerunek Johnsona i rządu jako całości, którzy w ciągu trzech dni stracili kilkanaście punktów proc. poparcia.
Tymczasem jak twierdzi "Mail on Sunday", cała historia została mocno naciągnięta przez "Guardiana" - i w nieco mniejszym stopniu przez "Daily Mirror" - i oparta na wątpliwych świadkach. Jak pisze "Mail on Sunday", całą narrację ustawił tytuł w wydaniu "Guardiana" z 23 maja: "Policja rozmawiała z Cummingsem o złamaniu zasad zamknięcia". Tymczasem to ojciec Cummingsa sam skontaktował się z policją, by zasięgnąć rady w kwestii bezpieczeństwa, co miało związek z pogróżkami, które otrzymywał doradca premiera.
Jak pisze "Mail on Sunday", wygląda na to, że "The Guardian" błędnie zinterpretował niezgrabnie napisane oświadczenie policji o tym, że kontaktowała się z właścicielem nieruchomości, który potwierdził, że dana osoba (czyli Dominic Cummings) tam się znajduje. Ale policja wydała w kolejnych dniach dwa następne oświadczenia, nieco objaśniające sytuację, które obie gazety pominęły.
Co więcej, jak pisze "Mail on Sunday", Robin Lees, emerytowany nauczyciel, który poinformował policję o tym, że widział Cummingsa w Barnard Castle, kilka dni wcześniej sam złamał zakaz przemieszczania się bez potrzeby, bo pojechał odebrać córkę, studentkę, z oddalonego o ok. 400 km domu jej chłopaka, gdzie poddawała się izolacji po powrocie z zagranicy.
Natomiast Tim Matthews, świadek, który według "Guardiana" widział Cummingsa w Durham 19 kwietnia - a więc po jego powrocie do pracy - przyznał się, że wymyślił całą historię i zamieścił na aplikacji dla biegaczy dla żartu. "Wymyśliłem to później, kilka dni temu. Zmodyfikowałem to dla dodania odrobiny wartości komediowej. Później to usunąłem, przepraszam. Jedyne, co mogę definitywnie powiedzieć to to, że w pewnym momencie w ciągu ostatnich kilku miesięcy, kiedy biegałem, miałem okazję pomyśleć sobie: ‘To jest Dominic Cummings’. Nie mogę wskazać żadnych ram czasowych poza tym, że to było w ciągu ostatnich kilku miesięcy" - powiedział Matthews.
W czwartek policja w Durham oświadczyła, że w związku z podróżą Cummingsa do Barnard Castle "mogło dojść do drobnego naruszenia przepisów, które uzasadniałoby interwencję policji", ale ponieważ nie doszło do widocznego naruszenia dystansu społecznego, nie zostaną pojęte w związku z tym dalsze działania.
Ale nawet jeśli zarzuty "Guardiana" i "Daily Mirror" są w dużej mierze nieuzasadnione, polityczne szkody z punktu widzenia Johnsona zostały dokonane. Jak ujawnił "Mail on Sunday", brytyjski premier, który od początku bronił Cummingsa, zapowiedział, że daje mu ostatnią szansę i nie może on dopuścić do żadnej nowej burzy medialnej wokół swojej osoby.
Cummings to główny doradca polityczny Johnsona. Odegrał kluczową rolę najpierw w kampanii na rzecz brexitu (był on w 2016 r. szefem kampanii na rzecz wyjścia Wielkiej Brytanii z UE), jak i podczas wyborów do Izby Gmin w grudniu zeszłego roku. Budzi zarazem bardzo duże kontrowersje - także z powodu dużych wpływów, które ma, i tego, że w przeciwieństwie do ministrów nie ma nad jego działaniami żadnej kontroli ze strony parlamentu.