W wyniku nalotu sił koalicyjnych pod wodzą USA na syryjskie cele najprawdopodobniej zginęli rosyjscy najemnicy - podała amerykańska telewizja CBS, powołując się na źródła w Pentagonie. Grupa Conflict Intelligence Team twierdzi, że byli to członkowie tzw. grupy Wagnera.
Zdaniem CBS najemnicy znajdowali się w okolicach miejscowości Hiszam, gdzie jakoby próbowali przejąć kontrolę nad polem naftowym.
W wyniku nalotu, przeprowadzonego 7 lutego przez koalicję na cele syryjskiego reżimy, według różnych źródeł zginęło od 45 do 100 osób.
Nazwiska czterech Rosjan, którzy zginęli w nalocie, ujawniła grupa Conflict Intelligence Team (CIT), portal aktywistów, którzy początkowo weryfikowali oficjalne rosyjskie informacje na temat konfliktu na Ukrainie, a teraz śledzą poczynania sił zbrojnych Rosji. Zdaniem CIT wśród najemników, którzy zginęli, były dwie osoby, które walczyły wcześniej w Donbasie.
O śmierci członków tzw. grupy Wagnera, rozbiciu "5. oddziału szturmowego", poinformował też Igor Striełkow (Girkin), były minister obrony samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej.
Ministerstwa obrony USA i Rosji zaprzeczają, jakoby w nalocie ucierpieli Rosjanie. Rosyjski resort utrzymuje, że na miejscu zdarzenia nie było rosyjskich wojskowych, a "ochotnicy" działali bez zgody ze strony rosyjskiego dowództwa.
W grudniu agencja AP przypominała, że blisko 3 tys. rosyjskich najemników zakontraktowanych przez tzw. grupę Wagnera walczyło w Syrii od 2015 roku, zanim jeszcze kampania sił zbrojnych Rosji pomogła oddziałom syryjskiego prezydenta Baszara el-Asada przejąć kontrolę nad strefami konfliktu.
Na czele grupy Wagnera stoi przyjmowany na Kremlu pułkownik rezerwy Dmitrij Utkin, pseudonim Wagner. Rosyjskie prawo zabrania zatrudniania najemników wojskowych.
(az)