Piłkarze szwedzkiej drużyny piłkarskiej Dalkurd mieli być na pokładzie Airbusa A320, który rozbił się we wtorek we francuskich Alpach. Zespół kończył właśnie zgrupowanie w Barcelonie i zmierzał do szwedzkiego Borlänge, gdzie klub ma siedzibę. Na kilka chwil przed odlotem szczęśliwym trafem zmienili plany. Taką decyzję podjęli ze względu na perspektywę długiego oczekiwania na lotnisku w Dussoldorfie.
Piłkarze w ostatniej chwili przebukowali lot na połączenie tranzytowe do Sztokholmu przez Zurych i Monachium.
W tym czasie przez Alpy na północ leciały cztery samoloty. My wybraliśmy się trzema z nich i żaden nie należał do Germanwings - tłumaczył Adil Kizil, dyrektor sportowy drużyny. Wszystkich, którzy chcieli się skontaktować z nami w ostatnich godzinach uspokajam. Jesteśmy w domu i nic nam nie jest. To był inny samolot - napisał na Twitterze bramkarz ekipy Frank Petterson. Widzieliśmy ludzi, którzy zginęli w czasie odprawy na lotnisku w Barcelonie - relacjonują teraz piłkarze w wywiadach ze szwedzką prasą.
Dalkurd FF to klub stworzony w 2004 roku przez kurdyjskich imigrantów.
Daily Mail
(md)