Piotr Myszka ma poważne wątpliwości, czy w wyścigu medalowym w klasie RS:X na igrzyskach w Tokio popełnił falstart. „Jestem wręcz przekonany, że nie. Wydaje mi się, że miałem idealny i czysty start” – stwierdził żeglarz na konferencji prasowej. Przed wyścigiem Myszka miał szansę nawet na srebro, ostatecznie jednak spadł na szóstą pozycję.
Przed podwójnie punktowanym wyścigiem medalowym z udziałem 10 czołowych zawodników Piotr Myszka zajmował czwarte miejsce i miał szansę nawet na srebrny medal. Sędziowie przerwali jednak jego wyścig: uznali bowiem, że popełnił falstart.
Ten sam przepis złamali także wyprzedzający go deskarze: drugi w tamtym momencie Francuz Thomas Goyard i trzeci Włoch Mattia Camboni. Ostatecznie Goyard wywalczył srebrny medal, ale Włoch spadł na piątą, a Myszka na szóstą pozycję.
Triumfował Holender Kiran Badloe, a trzeci był Chińczyk Kun Bi.
Na konferencji prasowej 40-letni polski żeglarz podkreślił, że trzy razy oglądał kontrowersyjną sytuację z wyścigu i "na podstawie ujęcia telewizyjnego nie jest pewien, czy popełnił falstart". "Jestem wręcz przekonany, że nie" - zaznaczył.
"Wydaje mi się nawet, że miałem idealny i czysty start, ale z tego miejsca, gdzie znajdował się sędzia, czyli na linii, wyglądało to zapewne inaczej. Z materiału tv nie ulega wątpliwości, że na falstarcie był Włoch oraz Francuz o pół deski" - mówił Myszka.
Powtórzył jednak, że "to jest tylko nagranie, sędzia widział to na wodzie i ocenił inaczej".
"Może faktycznie byłem na falstarcie? Może kiedyś będziemy mogli o to zapytać Ewę Jodłowską, bo to ona znajdowała się w komisji" - stwierdził.
Dwukrotny mistrz świata i czwarty zawodnik igrzysk w Rio de Janeiro z 2012 roku nie ukrywał, że miał chwilę zawahania.
"Zawsze jest lekka niepewność, kiedy pojawia się indywidualna flaga na falstarcie. Miałem cień wątpliwości, przeszło mi przez myśl, że to byłem ja. Tak chyba jednak pomyślał każdy, który znajdował się na linii. Ostatecznie uznałem, że to Włoch był na falstarcie i że chodziło tylko o niego. Jeśli miałbym wrócić na start, a falstartu bym nie popełnił, to też nie byłoby dobre rozwiązanie, bo wszyscy by odpłynęli. Na analizę tej sytuacji pod każdym kątem i podjęcie decyzji jest pół sekundy. Postanowiłem płynąć dalej" - wyjaśnił.
"Camboni ewidentnie był na falstarcie i w jego przypadku trudno się czegoś doszukiwać. Chłop płakał na brzegu jak dziecko i nie dało się z nim pogadać. Przybiliśmy tylko piątkę i objęliśmy się. To młody zawodnik i widać, że bardzo to przeżył" - opowiadał nasz żeglarz.
"Ja chyba mniej emocjonalnie do tego podchodzę, bo w życiu doświadczyłem sukcesów, ale także porażek, i wiem, jak to smakuje. Wiedziałem, z czym się mierzę, startując na igrzyskach. Przyjechałem oczywiście po medal, ale miałem świadomość, że może go nie być. Jest oczywiście wielki żal, ale świat się nie kończy. Trzeba wyznaczać sobie nowe cele i podążać dalej - aczkolwiek łatwiej byłoby iść z olimpijskim medalem" - podsumował Piotr Myszka.