Na trzy dni przed wyborami do Parlamentu Europejskiego postanowiliśmy ocenić prawdziwą, a nie pozorowaną aktywność polskich europosłów. Pomogła nam w tym niezależna, pozarządowa organizacja VoteWatch, która działa w Brukseli i publikuje w internecie ranking aktywności eurodeputowanych. W tym rankingu Jacek Kurski zajmuje dolne pozycje. Należy do grupy europosłów mających najmniejszy wpływ w europarlamencie. "Jak się robi jakiś ciąg liczb, to ktoś musi być pierwszy, ktoś musi być ostatni" - tak Kurski komentował ten wynik w Kontrwywiadzie RMF FM.
Organizacja VoteWatch chce przede wszystkim, by praca europarlamentu przestała być domeną specjalistów, niedostępna dla szerokiej publiczności; a posłowie przestali udawać, że pracują, jeżeli się obijają. Chodzi także o większą przejrzystość, o dostarczenie informacji o działalności każdego eurodeputowanego tak, aby debata w sprawach europejskich była bardziej pogłębiona.
Dzięki rankingowi można sprawdzić, który z eurodeputowanych należy do najaktywniejszych, a który do najmniej. Żeby sprawdzić, czy dany eurodeputowany odgrywa jakąś rolę i ma wpływ w europarlamencie, trzeba przeanalizować te elementy działalności europosła, które oznaczają największy wpływ na unijną legislację: czy eurodeputowany jest sprawozdawcą jakiegoś raportu, opinii i jaki jest jego udział w głosowaniach na sesji plenarnej. [TUTAJ MOŻESZ SPRAWDZIĆ STATYSTYKI]
Raport ma najwyższe znaczenie, bo w ostatecznym głosowaniu na sesji plenarnej staje się prawem obowiązującym we wszystkich krajach UE. Sprawozdawca ma więc ogromny wpływ na ustawodawstwo UE. Wyznaczenie sprawozdawcy to bardzo skomplikowany proces konsultacji, negocjacji i zabiegów.
Ważne są także przygotowywane opinie oraz udział w głosowaniu na sesji plenarnej. Udział w głosowaniu jest istotny, bo głosując europoseł bezpośrednio wpływa na kształt legislacji. Patrząc już na te kilka wyznaczników, można sobie wyrobić dosyć obiektywną opinię o aktywności europosła.
Reszta działalności jak "pytania parlamentarne", "wypowiedzi na sesji plenarnej", "poprawki" mają już mniejsze znaczenie dla tworzonego prawa.
Polacy w europarlamencie zajmują 11. miejsce, jeżeli chodzi o udział w głosowaniach podczas ostatniej kadencji - podaje VoteWatch. Wszyscy polscy eurodeputowani zaliczyli 86 proc. głosowań. Polacy mieszczą się pośrodku naszego rankingu - komentuje Doru Frantescu, wicedyrektor VoteWatch.
Najbardziej aktywni w głosowaniach byli Austriacy (ponad 90 proc. zaliczonych głosowań), Słowacy (89 proc.), Luksemburczycy (89 proc.). Z kolei najmniej aktywni byli Maltańczycy (75 proc.), Grecy (76 proc.) i Litwini (76 proc.). Zdaniem Frantescu, mamy do czynienia z dosyć stałym trendem. W kadencji 2002-2009 także Austriacy byli pierwsi, natomiast np. Włosi należeli do jednych z największych leniuchów. Czym są spowodowane różnice? Wiele czynników może mieć wpływ np. dystans w kilometrach, ale także trochę charakter narodowy oraz postrzeganie znaczenia i wagi europarlamentu w danym kraju - komentuje Frantescu.
Jacek Kurski zajmuje dolne pozycje w tym rankingu VoteWatch. Należy więc do grupy europosłów mających najmniejszy wpływ w europarlamencie. Nie był sprawozdawcą żadnego raportu legislacyjnego.
Kurski był natomiast trzy razy sprawozdawcą-cieniem, co oznacza, że jego frakcja poprosiła go o przygotowanie raportu w imieniu grupy (nie jest to raport w imieniu całego europarlamentu, który staje się unijnym prawem). Autorstwo takiego raportu o wiele łatwiej uzyskać, bo nie jest to sprawozdanie w imieniu całego europarlamentu.
Jacek Kurski zajmuje także czwarte od końca miejsce wśród polskich eurodeputowanych, jeżeli chodzi o udział w głosowaniach na sesji plenarnej. Ma tylko 72 proc. "zaliczonych" głosowań - tak wynika z raport VoteWatch.
Gorsi od niego są tylko Protasiewicz (który był wiceprzewodniczącym PE, więc VoteWatch go usprawiedliwia), Tadeusz Ross (który europosłem został dopiero w grudniu zeszłego roku) oraz Michał Kamiński.
Jeżeli więc pominąć dwóch pierwszych, przynajmniej częściowo usprawiedliwionych, to Kurski jest drugim po Kamińskim najrzadziej głosującym wśród polskich eurodeputowanych.
Na tym jednak słaba aktywność Kurskiego się nie kończy. Z danych VoteWatch wynika, że przez pięć lat europoseł Solidarnej Polski złożył raptem poprawki do 7 raportów. Raportów w tym okresie było około... dwóch tysięcy.
To niewiele, to naprawdę mało - ocenia Doru Frantescu, wicedyrektor VoteWatch. Przeciętnie eurodeputowany składa podczas 5-letniej kadencji poprawki do kilkudziesięciu raportów. Kurski w tej rubryce zajmuje więc odległe 45. miejsce wśród 51 polskich eurodeputowanych. Tym razem nieco gorszy od niego jest Michał Kamiński, Mirosław Piotrowski, Janusz Zemke. A w skali całego europarlamentu - Kurski plasuje się pod względem liczby poprawek na 682. miejscu. Poprawki, zaraz obok raportów, to papierek lakmusowy rzeczywistej aktywności europosłów.
Kwestię aktywności europosła Kurskiego poruszył w Kontrwywiadzie RMF FM nasz dziennikarz Konrad Piasecki. Wypomniał swojemu rozmówcy 660. miejsce w rankingu, jeśli chodzi o głosowanie w europarlamencie.
Czyli za mną jest stu kilkudziesięciu - odpowiedział Jacek Kurski. Proszę pana, jak się robi jakiś ciąg liczb, to ktoś musi być pierwszy, ktoś musi być ostatni - dodał.
Europoseł najwyraźniej nie uważa się za leniucha. Pytanie, czy ta liczba, która jest moją statystyką, jest kompromitująca czy nie. Otóż ja uważam, że 78 proc. odbytych głosowań to jest przyzwoity procent - powiedział.
Wspomniany wyżej Michał Kamiński jest na szarym końcu w rankingu VoteWatch, jeżeli chodzi o udział w głosowaniach na sesjach plenarnych Parlamentu Europejskiego. Kamiński w rankingu podsumowującym 5-letnią kadencję eurodeputowanych zajął niechlubne ostatnie miejsce wśród polskich europosłów pod względem zaliczonych głosowań na sesji plenarnej. Innymi słowy Kamiński najrzadziej naciskał na guzik do głosowania. Ma tylko 58 proc. "zaliczonych" głosowań, co w skali europarlamentu plasuje go na 739. miejscu w europarlamencie liczącym 766 deputowanych.
Bardziej aktywny pod tym względem był od niego nowicjusz - Tadeusz Ross, który zaczął swój mandat w grudniu 2013 roku. Paradoksalnie Kamiński zajmuje pierwsze miejsce wśród polskich eurodeputowanych, jeżeli chodzi o liczbę "parlamentarnych pytań" - ma ich 259, ma także na swoim koncie 130 "wystąpień na posiedzeniu plenarnym". [TUTAJ SPRAWDZISZ STATYSTYKI]
Jak to możliwe, że ktoś, kto najrzadziej głosuje na sesjach plenarnych, jednocześnie zadaje najwięcej pytań i ma dużo wypowiedzi? To stosowana często w europarlamencie "pozorowana aktywność": wydaje się na pierwszy rzut oka, że poseł jest bardzo aktywny, ale po bliższym przyjrzeniu okazuje się, że wykonywana przez niego praca ma niewielkie znaczenie dla europejskiej legislacji. "Pytania parlamentarne" to zazwyczaj kilkuzdaniowe pytania kierowane na piśmie do Komisji Europejskiej lub Rady. Ta forma działalności eurodeputowanego praktycznie nie ma wpływu na unijną legislację, często nie ma nawet związku z pracami europarlamentu. Nie świadczy o rzeczywistej parlamentarnej aktywności eurodeputowanego.
Nieoficjalnie mówi się w europarlamencie, że "pytania parlamentarne" piszą eurodeputowanym asystenci. Im lepszy i skuteczniejszy asystent, tym więcej pytań. Pytania mogą dotyczyć wszelkich możliwych spraw i wcale nie muszą mieć związku z przygotowywaną aktualnie legislacją.
Jedno z ostatnio zadanych przez Kamińskiego pytań dotyczyło zablokowania przez Turcję Twittera, a inne - zagrożenia ruchami antyszczepionkowymi.
Kamiński ma także na swoim koncie 304 "wystąpienia na posiedzeniu plenarnym". Ta wysoka liczba także może zmylić. Po sprawdzeniu okazuje się bowiem, że ogromna część tych wystąpień to tzw. "wyjaśnienia głosowania". "Wyjaśnienie głosowania" polega na tym, że poseł wstaje i w kilku zdaniach wyjaśnia, dlaczego tak a nie inaczej zagłosował. Ta forma europoselskiej aktywności także nie ma zbyt dużej wartości ustawodawczej. Poseł nie wpływa w tym momencie na przygotowywane prawo. Jeżeli ktoś natomiast składa na piśmie wyjaśnienie głosowania, to ma to znaczenie raczej dla archiwów europarlamentu - wyjaśnia Doru Frantescu, wicedyrektor VoteWatch.
Zapytaliśmy Michała Kamińskiego o jego niską pozycję w europarlamentarnym rankingu, jeśli chodzi o udział w głosowaniach na sesjach plenarnych. Większość moich nieobecności na głosowaniach brała się z tego, że ja - podobnie jak inni posłowie - byliśmy bardzo często wysyłani w delegacje. I na każdą z tych delegacji mam - że tak powiem - pokrycie w papierach - odpowiedział europoseł.
Poza tym przesłał naszej korespondentce Katarzynie Szymańskiej-Borginon inny ranking [znajdziecie go pod tym linkiem], w którym wypada lepiej. Sęk w tym, że w tym zestawieniu nie ma rozróżnienia między mało ważnymi a najistotniejszymi pracami eurodeputowanego. Dla twórców tego rankingu zwykłe "pytania parlamentarne", mało znaczące w procesie legislacyjnym, mają taką samą wartość jak raporty, które stają się unijnym prawem - wyjaśnia Frantescu i dodaje: Pierwsze przygotowuje się w pięć minut, drugie - niekiedy dwa lata. W rankingu, na który powołał się Michał Kamiński, wychodzi więc na to, że im więcej nieistotnych działań - tym większa aktywność europosła. A to może doprowadzić do absurdalnego efektu, że największy leń w europarlamencie będzie najwyżej notowany.
(j., edbie)