Brytyjski premier Boris Johnson zmierzył się przed kamerami telewizji z liderem opozycji Jeremym Corbynem. Ich pojedynek był pierwszym forte kampanii przed wyborami parlamentarnymi, które odbędą się 12 grudnia. Przewagę w sondażach utrzymują rządzący konserwatyści. Zasadniczym pytaniem brzmi, czy zwycięzca osiągnie zdecydowaną większość w Izbie Gmin. Bez niej rozwiązanie brexitu będzie niemożliwe.
Obaj kandydaci nie popełnili niewybaczalnych błędów. Nie zadali też rywalowi nokautującego ciosu. Walczyli w bezpiecznym stylu. Premier Johnson jest wygadanym dziennikarzem. Jeremy Corbyn politykiem starej daty. Ale nawet sięgając po swe sprawdzone metody nie dało im się przekonać widowni do wizji Wielkiej Brytanii pod ich rządami.
Komentatorzy zwracają natomiast uwagę na szyderczy śmiech, jakim byli nagradzani w studio. Boris Johnson za uwagi o zaufaniu i wiarygodności, a Jeremy Corbyn po zasugerowaniu czterodniowego tygodnia pracy.
Boris Johnson wielokrotni mijał się z prawdą będąc burmistrzem Londynu, a jako premier nie dotrzymał obietnicy zrealizowania brexitu. Miał na to kilka miesięcy. Do tego dochodzą jeszcze skandale natury osobistej, wciąż prześladujące go w mediach. Jego rywal Jeremy Corbyn jest dla elektoratu ideologiem socjalistów, który obiecuje gruszki na wierzbie. W dodatku zapowiada, że uda mu się wynegocjować własne porozumie z Brukselą, które podda pod referendum. Nie chce jednak powiedzieć, jak w nim zagłosuje. To nie budzi zaufania wyborców, podobnie jak mantra Johnsona, że gdy dostanie kolejną szansę, dopnie swego.
Zdaniem komentatorów, reakcja widowni zebranej w studio była sygnałem, że obaj politycy są dla wyborców złem koniecznym narzuconym przez brexit, a niewymarzonymi liderami. Stali się poniekąd symbolem obniżonych standardów politycznych, które narzucił brexit. Brytyjczycy pomaszerują do urn wyborczych za trzy tygodnie. Obaj kandydaci mają niewiele czasu na dopracowanie swego wizerunku.
Istotnymi zagadnieniem tej kampanii są także przyszłość brytyjskiej służby zdrowia, gospodarka i wydatki publiczne. Wszystkie analizowane są jednak przez pryzmat brexitu. Brytyjczycy nie zagłosują zatem w nadchodzących wyborach na konkretną partię polityczną, lecz na wizję jego rozstrzygnięcia. Za lub przeciw brexitowi - tak postawione między wierszami pytanie będzie de facto kolejnym referendum.