"Pozostawia po sobie wielką porażkę. (…) Przez prawie trzy lata, podczas których pełniła swoją funkcję, Zjednoczone Królestwo dreptało w miejscu" - tak renomowana "Frakfurter Allgemeine Zeitung" podsumowuje rządy brytyjskiej premier Theresy May, która w piątek zapowiedziała swą dymisję. "Tagesspiegel" pisze o fatalnych błędach w obliczeniach, a "Süddeutsche Zeitung" zwraca uwagę, że jedną z przyczyn porażki May było zbyt późne wyciągnięcie ręki do opozycyjnej Partii Pracy, by znaleźć "ponadpartyjny kompromis ws. brexitu".
Brytyjska premier za późno zaczęła szukać ponadpartyjnego kompromisu w sprawie brexitu. Niestety, o wiele za późno wytłumaczyła swojej frakcji, parlamentowi i obywatelom, że również podczas negocjacji warunków wyjścia Wielkiej Brytanii z UE konieczne są bolesne kompromisy. Płaci za to swoim urzędem - pisze lewicowo-liberalna "Süddeutsche Zeitung".
Monachijski dziennik przewiduje, że następcą May może zostać twardy zwolennik brexitu, były szef brytyjskiej dyplomacji Boris Johnson, który zagrozi Brukseli wyjściem swojego kraju z Unii bez umowy.
UE nie może dać się zastraszyć. Termin wyjścia został ustalony na 31 października. Jeśli Brytyjczycy poproszą o kolejne przesunięcie, to Bruksela powinna się zgodzić. W żadnym razie nie wolno jednak UE zgodzić się na otwarcie wynegocjowanej już umowy. To tylko umacniałoby iluzję, że bezbolesny brexit jest możliwy - podsumowuje gazeta.
Słów krytyki nie szczędzi Theresie May konserwatywna "Frakfurter Allgemeine Zeitung".
May pozostawia po sobie wielką porażkę. Pozostanie w pamięci jako brexitowa premier, która nie przeprowadziła brexitu. Przez prawie trzy lata, podczas których pełniła swoją funkcję, Zjednoczone Królestwo dreptało w miejscu - komentuje dziennik z finansowej stolicy Niemiec.
Zdaniem gazety, żmudny proces brexitu wyssał z Theresy May całą siłę i witalność.
Łzy, które pojawiły się w jej oczach podczas krótkiego pożegnalnego przemówienia, były też łzami wyczerpania - ocenia "FAZ".
Berliński "Tagesspiegel", dokonując podsumowania kadencji Theresy May, dochodzi z kolei do wniosku, że upłynęła ona pod znakiem fatalnych błędów w obliczeniach.
Kiedy w tym tygodniu May wystąpiła z ostatnią desperacką propozycją wobec opozycyjnej Partii Pracy, sugerując drugie referendum, już dawno była przegrana. Wydana na pastwę taktycznych gierek przeciwników w szeregach własnego ugrupowania i laburzystów - puentuje najpopularniejszy w stolicy Niemiec dziennik.
W piątek Theresa May zapowiedziała, że 7 czerwca ustąpi ze stanowiska szefowej Partii Konserwatywnej, uruchamiając proces wyboru swego następcy. Nowy szef torysów przejmie po niej także urząd premiera.
W poruszającym przemówieniu wygłoszonym na Downing Street, polityk przyznała: Jest i zawsze będzie dla mnie źródłem głębokiego żalu, że nie byłam w stanie zrealizować brexitu.
W trakcie wystąpienia May broniła niespełna trzech lat swych rządów i podkreślała determinację, z jaką próbowała zrealizować wolę wyborców wyrażoną w referendum ws. brexitu w 2016 roku.
Czuję się tak samo pewna dzisiaj, jak trzy lata temu, że jeśli w demokracji daje się ludziom możliwość dokonania wyboru, to ma się obowiązek wdrożenia ich decyzji. Zrobiłam wszystko, co byłam w stanie, aby tak zrobić - powiedziała, wskazując w tym kontekście na wielomiesięczne negocjacje z Brukselą.
Wkrótce opuszczę stanowisko, które było zaszczytem mojego życia: druga kobieta premier, ale z pewnością nie ostatnia. (Odchodzę) bez złych emocji, ale z olbrzymim i niezmiennym poczuciem wdzięczności za okazję do służenia krajowi, który kocham - zakończyła May łamiącym się ze wzruszenia głosem i nie potrafiąc powstrzymać łez.
Na stanowisku premiera Theresa May pozostanie do czasu zakończenia procesu wyboru nowego lidera Partii Konserwatywnej, a więc od czterech do sześciu tygodni. Najpierw posłowie ugrupowania dokonają selekcji, zawężając listę kandydatów do dwóch, a ostateczna decyzja należeć będzie do 125 tysięcy szeregowych członków partii.