4 tysiące bombek choinkowych z okresu PRL ma w swej kolekcji Dominik Święs z Uścia Gorlickiego. Eksponaty są starsze od niego, bo on sam w tym roku osiągnął dorosłość. Wśród ulubionych są figurki: Kaczor Donald, laleczki, samolociki, parasolka i wiele innych. W jego domu odwiedziła go nasza reporterka Marlena Chudzio.
Gdy Dominik Święs pokazuje swoją kolekcję, na środek niemałego salonu w swoim domu musi wyciągnąć ogromne walizy i liczne pudełka z bombkami. Każda starannie owinięta w folię bąbelkową ma swoje miejsce. Wśród nich są takie, do których ma sentyment i takie, które mają ogromną wartość kolekcjonerską. Bywa, że niektóre to jedyne ujawnione egzemplarze w Polsce. Choć kto wie, co zalega pod grubą warstwą kurzu w piwnicach i na strychach.
Kolekcjoner ma dopiero 18 lat, więc jest młodszy od wszystkich swoich skarbów. Wszystko zaczęło się 5 lat temu, gdy babcia podarowała mu pierwszy komplet starych ozdób. Nie były to jakieś wyjątkowe bombki, ale na tyle urzekły pana Dominika, że dostrzegł w nich urok, którego pozbawione są dzisiejsze świecidełka.
Bombki z PRL u mają swój niepowtarzalny klimat oraz urok. Mają ciekawe kształty, ciekawe malowania, ciekawe wzory. Na przykład miś z miodem, marynarz, samolot - opowiada kolekcjoner, delikatnie wyjmując na stół kolejne kolorowe ozdoby. Niektóre pudełka szeleszczą i to dźwięk, który w niejednym domu kojarzył się ze świętami.
Proces produkcji bombek jest niezmienny, odkąd zostały wynalezione. Najpierw dmuchacz musi uformować bombkę albo z wolnej ręki, czyli nadaje kształt wedle własnego uznania i własnych umiejętności. Albo z formy, do której wdmuchuje gorące szkło i odciska się wzór. Następnie bombka jest od środka srebrzona albo nie. A później dekoratorzy nadają odpowiednie malowanie.
Najbardziej Dominika Święsa cieszy zdobyty w tym roku Kaczor Donald. To rzadki egzemplarz, którego szukał kilka lat. Był tak dużym marzeniem, że kolekcjoner zapłacił za niego aż 1500 zł. Oczywiście tylko niektóre bombki osiągają takie ceny. Większość jest warta kilkadziesiąt złotych, bo są to popularne modele. Teraz wielkim marzeniem pana Dominika jest bombka w kształcie grzechotki.
Chętnie przyjmuje bombki w prezencie pod choinkę. Znajomi to wiedzą i nawet na 18. urodziny podarowali mu ciekawy egzemplarz.
Dla kolekcjonera liczą się detale. W jakim stanie zachował się dany egzemplarz. Czy malowanie nie wyblakło, czy nie ma uszkodzeń.
Jeśli bombka wyblakła, to traci swój urok. Każdy kolekcjoner chciałby mieć bombki w stanie niemalże idealnym w kolekcji - mówi pan Dominik.
Świetnie jeśli sprzedający posiada oryginalne opakowanie. To z nich można wyczytać datę i fabrykę, która wyprodukowała ozdobę. A tych w Polsce było sporo, choć nie przetrwały do współczesnych czasów.
Pan Dominik umie rozpoznać okres, z którego pochodzi bombka po typie zastosowanego brokatu i po obsadce. Wie, jak uniknąć replik, które choć ładne, mają dla kolekcjonerów mniejsze znaczenie. O swoich skarbach umie długo opowiadać. Trudno mu wybrać ulubiony. Delikatnie wyszukuje w skrzyniach i walizach oryginały: samolocik, niebieski miś z baryłką miodu, samowar (istnieje na świecie tylko 1000 egzemplarzy - jeden z nich zdobi salon w domu w Uściu Gorlickim).
Kolekcję chętnie pokazuje. Nie pozwala jej się kurzyć, ale raz w roku ozdabia ulubionymi sztukami olbrzymią choinkę. Cała obwieszona starymi bombkami robi ogromne wrażenie. Trzeba ja zacząć ubierać już tydzień wcześniej.
Choinka musi być dość sporych rozmiarów, około dwóch i pół metra, ale i tak nie ma opcji powiesić wszystkich bombek. Myślę, że 200 - 300 sztuk wejdzie. Kilka razy ubierałem dwa dni wcześniej, ale jednak jest to niewykonalne, ponieważ muszę wszystkie bombki przejrzeć, zobaczyć, którą powiesić w tym roku, którą muszę dokonać selekcji - opowiada kolekcjoner.
Jest co przeglądać, bo zbiory to ok. 4 tysięcy sztuk. Dominik Święs marzy o stworzeniu własnego muzeum, ale najpierw musi skończyć szkołę i pozyskać jeszcze kilka swoich marzeń bombkowych. Boże Narodzenie bardzo lubi, choć można powiedzieć, że w jego domu trwa ono cały rok.