W piątek odbędzie się wideokonferencja ministrów spraw zagranicznych państw UE poświęcona sytuacji na Białorusi, w Turcji i w Libanie. Takie spotkanie oficjalnie ma to ogłosić szef unijnej dyplomacji Josep Borrell.
Kraje UE uzgodniły, że w piątek szefowie dyplomacji będą w formie wideokonferencji rozmawiać o sytuacji na Białorusi, o działaniach Turcji na Morzu Śródziemnym i o sytuacji w Libanie po wybuchu do jakiego doszło w Bejrucie.
Początkowo Unia nie miała zamiaru zwoływać nadzwyczajnego posiedzenia. Planowano po raz pierwszy rozmawiać o sytuacji na Białorusi dopiero pod koniec miesiąca na nieformalnym spotkaniu szefów dyplomacji UE w Berlinie. Jednak Grecja i Cypr naciskały na nadzwyczajne rozmowy w sprawie Turcji i prowadzonych przez nią odwiertów w pobliżu Cypru, a z drugiej strony Polska i kraje bałtyckie chciały rozmawiać o Białorusi.
Po raz pierwszy więc ministrowie rozmawiać będą o sankcjach wobec władz w Mińsku. Nie dało się także pominąć sytuacji w Libanie po wybuchu w Bejrucie.
Wbrew temu co twierdzi polski MSZ, sprawa Wenezueli nie będzie na agendzie wideokonferencji.
Polska zabiegała też o zorganizowanie specjalnego szczytu Unii Europejskiej w sprawie wydarzeń na Białorusi. Unia Europejska potępia działania Łukaszenki, ale o nadzwyczajnych działaniach na razie nie myśli. Dodatkowo - jak donosi brukselska korespondentka RMF FM Katarzyna Szymanska - Borginon - polskie władze zirytowały urzędników w Brukseli próbą kreowania się na lidera obrońców praworządności.
Telefony z Warszawy i od polskich dyplomatów w Brukseli w sprawie zorganizowania nadzwyczajnego szczytu UE, czy nadzwyczajnego posiedzenia szefów dyplomacji UE wzbudziły ironiczne uwagi. Nie spodobało się to, że polskie władze, które same nie przestrzegają zasad praworządności chcą nadawać ton wśród obrońców demokracji na Białorusi. To słaba pozycja - ironizuje jeden z rozmówców RMF FM. W Polsce brutalna akcja przeciwko osobom LGBT, a w Brukseli obrona pobitych białoruskich manifestantów - mówi inny rozmówca, który ujawnia, że gdy polski premier telefonował do Brukseli, to niektórzy urzędnicy "gotowali się ze wzburzenia".