Amber Gold była legalnie działającą spółką, absolutnie nie mieliśmy świadomości, że pieniądze inwestowane w linie lotnicze pochodzą z oszustwa - mówił przed komisją śledczą badającą aferę Amber Gold Andrzej Dąbrowski, były prezes OLT Express Poland i OLT Express Regional. Jak zeznał, już podczas pierwszego spotkania szef Amber Gold Marcin P. poinformował go, że w przeszłości miał kłopoty z prawem. "Byłem zaskoczony taką szczerością" - przyznał Dąbrowski.
Dąbrowski zeznał, że Marcina P. poznał w grudniu 2011 r., za pośrednictwem swojego dobrego znajomego Jarosława Frankowskiego, z którym kiedyś wspólnie pracowali w należącym do LOT tanim przewoźniku Centralwings. Jarek umówił mnie z Marcinem P. w siedzibie Amber Gold na ul. Świętokrzyskiej w Warszawie - relacjonował.
Podczas tamtego spotkania, na którym byli także Frankowski i Rafał Orłowski, przedstawiony został "zarys projektu lotniczego", który potem stał się liniami OLT Express. Świadek zeznał, że na tamtym spotkaniu dowiedział się, iż Amber Gold jest właścicielem lub współwłaścicielem trzech linii: Yes Airways, OLT Jet Air i niemieckiej linii OLT. Stąd nazwa była częścią docelowej nazwy naszego projektu lotniczego - mówił.
OLT Express powstało w 2011 r. w wyniku przejęcia przez strategicznego inwestora - firmę Amber Gold - większościowych udziałów w dwóch polskich liniach lotniczych: OLT Jet Air (przekształcone w OLT Express Regional) oraz Yes Airways (po przejęciu przekształcone w OLT Express Poland).
Dodał, że postanowił wejść w ten projekt, bo "wtedy nikt nie budował takiej siatki połączeń", więc pomysł wydał mu się interesujący. Przyznał, że miał świadomość, iż przejął wtedy funkcję prezesa OLT Jet Air, przekształconej w OLT Express Regional, od samego szefa Amber Gold. Miałem świadomość, że zastępuję Marcina P. na stanowisku prezesa - zeznał Dąbrowski.
Pytany, czy wiedział wtedy, że P. był w przeszłości karany, przyznał, że "na pierwszym spotkaniu Marcin P. powiedział wprost, że miał kłopoty z prawem, został skazany, nie ukrywał tego". Byłem zaskoczony taką szczerością - przyznał Dąbrowski. Uznał jednak, że skoro Marcin P. "prowadzi biznes na taką skalę" i zamierza finansować taki projekt jak linie lotnicze - można mu zaufać.
Tego, że oświadczenie Marcina P. z 18 lipca było dla świadka zaskoczeniem - jak mówił - dowodzi też fakt, że na przełomie czerwca i lipca 2012 r. zgodził się objąć funkcję prezesa drugiej obok OLT Express Regional spółki z grupy - OLT Express Poland. Jak pan prezes P. poinformował nas w końcu czerwca o zmianach w zarządach, nie przypuszczaliśmy, że taki będzie obrót sprawy - mówił. Nie wiedziałem, że Amber Gold zakończy to przedsięwzięcie - dodał.
Dąbrowski zaprzeczył spytany, czy biznesowym celem OLT Express było osłabienie pozycji rynkowej PLL LOT. Nigdy nie padły wprost ani nawet nie wprost takie słowa, by osłabić pozycję LOT - zapewnił. Byłem czuły na tym punkcie i z pewnością bym to zarejestrował - dodał. Zeznał, że OLT chciało wejść w obszar, w którym LOT nie działał. Oczywiście nie zaprzeczam, że w jakimś stopniu prowadziliśmy konkurencyjną działalność - mówił.
Przyznał, że w pewnym momencie kierowana przez niego spółka OLT Express Regional zaczęła mieć problemy z terminowym uzyskiwaniem od właściciela - Amber Gold - środków na inwestycje i działalność.
Szefowa komisji Małgorzata Wassermann z PiS pytała, jakie zatem podjął działania, by uchronić firmę przed upadłością. Odparł, że słał liczne maile do Marcina P. z prośbą o pieniądze.
Wassermann dopytywała świadka, czy ma świadomość, że nie były to działania, które mogą go uchronić od zarzutu działania na szkodę spółki. Wówczas towarzyszący świadkowi pełnomocnik wniósł o uchylenie pytania, ale Wassermann odmówiła. Pytała też, czy jako prezes nie powinien był "przeciąć sytuacji", że jedna spółka z grupy OLT nie płaci drugiej i narasta zadłużenie, co przybliża upadłość. Czy to było zgodne z interesem spółki? - pytała.
Dąbrowski odpowiadał, że przed 18 lipca 2012 r. , gdy P. niespodziewanie oświadczył, że przestaje finansować projekty lotnicze, bo nie jest w stanie dalej tego robić, nie było "jednoznacznego sygnału, że inwestor zamknie finansowanie", a przejściowe kłopoty, gdy nie było obiecanych inwestycji, zdarzały się wcześniej, ale "potem to było regulowane". Radykalny krok i zatrzymanie lotów "oznaczałoby zakończenie tego projektu" - dodał.
Wassermann pytała świadka, jak to możliwe, że mimo braku złożonego sprawozdania finansowego za 2010 r. nie zawieszono koncesji liniom lotniczym. Jak pan to załatwił? - pytała.
Działalność i wszelkie kontakty z ULC mają z założenia charakter formalny i proceduralny (...). Informowaliśmy ULC, nie wiem, czy w formie pisemnej czy przy okazji jakiegoś spotkania o charakterze oficjalnym w ULC-u, dlaczego takie sprawozdanie nie zostało złożone i dlaczego jeszcze na razie nie może być złożone (...). Informowaliśmy ULC o tym, że jako zarząd OLT Jet Air podjęliśmy działania i zamierzamy szybko przeprowadzić działania w celu uporządkowania sytuacji finansowej, doprowadzenia do zatwierdzenia sprawozdania finansowego - powiedział Dąbrowski.
Dodał, że ULC sygnalizował, że brak sprawozdania to jest sytuacja nieakceptowalna. Szczerze informowaliśmy, że dokładamy wszelkich starań, żeby takie sprawozdanie dostarczyć - powiedział Dąbrowski.
Przewodnicząca komisji cytowała sms Dąbrowskiego do Marcina P.: "Moi niektórzy dyrektorzy są w stanie najczęściej nawet bez moich interwencji nieraz załatwić szybciej, skuteczniej sprawę niż koledzy z OLT EP w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego".
Co pana koledzy dyrektorzy byli w stanie lepiej, szybciej załatwić w ULC-u (...) którzy dyrektorzy, co załatwiali w ULC-u? - pytała Wassermann.
Dąbrowski mówił, że chodziło sprawy związane z bieżącą działalnością linii, czyli m.in. korespondencję z ULC-em, zarządzanie niezgodnościami z kontroli czy audytów. To są procesy sformalizowane w ULC-u i prowadzą to osoby nominowane - wyjaśnił Dąbrowski.
Witold Zembaczyński (Nowoczesna) zapytał czy ULC wydał choć jedną negatywną decyzję administracyjną dla OLT. W dokumentacji posiadanej przez komisję mamy kilkanaście samych pozytywnych decyzji, czy to nie jest dziwne, mając na uwadze smutny koniec OLT, że takie miał mocne chody w ULC i kto był państwa głównymi plecami w urzędzie, tak to nazwijmy - zapytał Zembaczyński.
Stanowczo stwierdzam, że mnie nie są znane żadne osoby, które w jakiś oficjalny sposób czy nieoficjalny sposób były plecami czy popierały. Znałem czy współpracowałem z urzędem od lat, znam tam wielu urzędników, ale nigdy nie mogę powiedzieć i nie powiem, czy nawet dzisiaj współpracują, jeżeli współpracuję, że ktoś jest moim człowiek czy ktoś jest moimi plecami - powiedział Dąbrowski.
Wassermann oceniła, że były powody, by spółka Jet Air na każdym etapie miała odebraną koncesję. Państwo żeście mieli problem z ubezpieczeniami, z przedłużeniem planu gospodarczego, urząd nie wyegzekwował od was dokumentów do zmiany koncesji, zrobił dwukrotnie dla Jet Aira zmianę koncesji wbrew prawu nie posiadając odpowiednich dokumentów - oceniła Wassermann.
Pytała świadka, czy w związku z sytuacją w OLT ktoś mu groził. Próbuję sobie teraz przypomnieć pierwsze dni po złożeniu wniosku o ogłoszenie upadłości, to pamiętam, że moi pracownicy przynosili mi różnego rodzaju korespondencję mailową, która była. Więc oprócz bardzo pozytywnych wiadomości czy maili, które przychodziły na ogólną skrzynkę, typu: super, zrobiliście bardzo fajną rzecz, pokazaliście coś fajnego na rynku, że można latać, były zdaje się też jakieś takie groźby w stosunku (...) nawet do mojej osoby personalnie - odpowiedział Dąbrowski. Groźby były anonimowe, a m.in. w związku z nimi Dąbrowski wywiózł dzieci na wieś.
Marek Suski (PiS) dopytywał "kto lepiej potrafił załatwić sprawy w ULC-u". Dąbrowski powiedział, bieżące kontakty z ULC prowadzili dyrektorzy - ds. jakości, operacji lotniczych, zarządzania ciągłą zdatnością do lotu, szkolenia załóg, operacji naziemnych. Dopytywany dodał, że sprawy koncesyjne prowadziła kierownik jakości Justyna Swoboda.
Suski zapytał świadka, czy wiedział, że pieniądze inwestowane w linie lotnicze pochodzą z oszustwa. "Absolutnie nie mieliśmy takiej świadomości" - powiedział Dąbrowski. Pojawił się inwestor, legalnie działająca spółka - dodał.
Dąbrowski powiedział, że to chyba Frankowski powiedział mu, iż Amber Gold jest na liście ostrzeżeń KNF. Ale Amber Gold założył sprawę w sądzie przeciwko KNF-owi, żeby z tej listy wycofać Amber Gold - powiedział Dąbrowski.
Posłanka PSL Andżelika Możdżanowska pytała świadka, czy dochował należytej staranności przy weryfikacji inwestora dla linii lotniczych OLT Express Regional i czy rozstrzygał, skąd pochodzą pieniądze na inwestycje dokonywane przez Amber Gold.
Amber Gold był legalną spółką, legalnie działającą, prezentującą, nie wiem, czy prezentującą na forum Urzędu Skarbowego, ale na pewno ja miałem dostęp i musiałem mieć dostęp do sprawozdań finansowych Amber Gold za lata wcześniejsze, nie pamiętam, czy to był 2010, 2009, czy może jeszcze 2008, ale takie sprawozdania zostały udostępnione mojej osobie chociażby na użytek przedstawienia ich firmom leasingowym - powiedział Dąbrowski.
Możdżanowska dopytywała, czy nigdy nie miał poczucia, że linie są uzależnione całkowicie od inwestora strategiczne, który może w każdej chwili odciąć dopływ środków finansowych. Mieliśmy tego absolutną świadomość, że jesteśmy w pełni uzależnieni - przyznał świadek.
Właściciel zobowiązał się pisemnie do inwestowania i finansowania projektu, właściciel deklarował na forum zarządu wielokrotnie, że jest gotowy finansować ten projekt, jest przygotowany na straty związane z utworzeniem i pierwszym czasem działalności tego projektu - powiedział Dąbrowski.
Stanisław Pięta (PIS) pytał świadka, czy od momentu rozpoczęcia współpracy coś go zaniepokoiło, zdziwiło w zachowaniu Marcina P.
Pan Marcin P. był dosyć specyficznym człowiekiem, bardzo takim zamkniętym w sobie, małomównym, ale wbrew pozorom bardzo konkretnym. To, co mnie się podobało, on nie odkładał żadnych decyzji (...). To były krótkie rzeczowe odpowiedzi bez jakiegoś ubierania tego w przemówienia, w słowa. (...). Być może pod koniec działalności mogłem widzieć jakąś tam nerwowość, jakieś emocje w jego działaniu - powiedział Dąbrowski.
Odpowiadając na kolejne pytanie o fundamenty finansowe Marcina P., świadek stwierdził, że był zaskoczony, że można aż tyle zarobić na złocie, ale ostatecznie tego nie kwestionował.
Pięta pytał Dąbrowskiego, czy wiedział, że dla Marcina P. pracował Michał Tusk. Świadek odpowiedział, że wiedział o tym, a pierwszą taką informację uzyskał chyba od Jarosława Frankowskiego. Dąbrowski powiedział, że otrzymał informację, że Michał Tusk zgłosił akces pracy w OLT Express.
Dywagowaliśmy czy to jest dobry (pomysł) czy nie, wyraziłem swoją jakąś opinię, później, gdzieś przypadkiem usłyszałem chyba też od Jarka, że to już jest sprawa nieaktualna, a później przy jakieś okazji dowiedziałem się, że jednak został zatrudniony - powiedział Dąbrowski.
Uważałem, że to może być dla nas sytuacja dwuznaczna, zawsze w moim życiu i karierze unikałem jakichś sytuacji dwuznacznych, nigdy nie miałem oczywiście do czynienia z dziećmi polityków i nigdy nie miałem takich znajomości. Oczywiście nie wyobrażam sobie, że ktoś tylko dlatego, że jest czyimś synem ma nie otrzymać jakieś pracy, otrzymać jakąś pracę albo otrzymać jakieś przywileje, czy też wręcz nie otrzymać takich przywilejów - powiedział Dąbrowski. Dodał, że w rozmowie z Frankowskim wyraził przekonanie, że on by unikał takiej sytuacji.
Jarek w tamtym czasie też miał wątpliwości, czy coś w ogóle możemy zyskać, raczej nie, a w razie czego stracić. Rozmawialiśmy o tym, że gdyby taka osoba nie wypełniała swoich zadań czy funkcji, to zawsze tez jest sytuacją trudną, jeżeli chcemy zwolnić taką osobę - powiedział Dąbrowski.
Podkreślił, że Michał Tusk nie pracował w żadnej spółce, w której był kierownikiem. Nie znam efektów jego pracy, nie znam charakteru jego pracy, nie znałem w tamtym czasie zakresu jego obowiązków i nie interesowałem się tym w ogóle - powiedział świadek.
(łł)