Skończyło się dwugodzinne niejawne przesłuchanie Zbigniewa Wassermanna przed sejmową komisją śledczą, badającą aferę hazardową. Miało ono - według Platformy Obywatelskiej - udowodnić, że poseł posiadał o wiele większą wiedzę na temat ustawy hazardowej, niż się do tego przyznawał. Nie udało się.
Najważniejszym punktem programu był tajny dokument, pochodzący od jednej ze służb, a zaadresowany do Zbigniewa Wassermanna, co miało być koronnym dowodem na to, że były koordynator służb specjalnych ma wielką wiedzę o tym, co działo się na styku świata polityki i hazardu. Mówi, że nie pamięta, nie wie, nie widział. A jeśli są dokumenty, które potwierdzają, że powinien wiedzę mieć, to tym gorzej dla dokumentów - komentował efekt przesłuchania Sławomir Neumann:
Wassermann z kolei zwracał uwagę na słowo: powinien. Bo być może dokument świadczy o tym, że coś powinien wiedzieć, ale on - jak utrzymuje - nigdy go nie dostał. Można było to załatwić w postaci jednego pytania: Czy pan ten dokument dostał? Moja odpowiedź by brzmiała: Nie, nie dostałem - mówił były koordynator służb specjalnych:
Tymczasem przez resztę posiedzenia Wassermann wyjaśniał, na czym polega różnica między opiniowaniem a wpływaniem na legislację, opowiadał też sporo o służbach. Posłowie Platformy trochę się tam poduczyli od posła Wassermanna o działalności służb specjalnych - podsumował przesłuchanie Bartosz Arłukowicz: