Ani zmiana konstytucji, ani nowelizacja ustawy o Najwyższej Izbie Kontroli nie pozwolą na zgodne z prawem odwołanie prezesa NIK - mówi w rozmowie z reporterem RMF FM konstytucjonalista, profesor Ryszard Piotrowski. Politycy PiS przekonywali dotąd, że jeśli Marian Banaś nie poda się do dymisji, to gotowy jest tajemniczy "plan B". Prof. Piotrowski wyjaśnia, że nawet jeśli taki plan powstał, to jego zastosowanie będzie sprzeczne z prawem.
Patryk Michalski: Czy możliwe jest wprowadzenie dodatkowych przesłanek odwołania prezesa Najwyższej Izby Kontroli do ustawy o NIK, tak żeby udało się odwołać obecnie urzędującego prezesa?
Ryszard Piotrowski: Takiej możliwości nie ma, można skorzystać tylko z tych, które są już zawarte w ustawie o Najwyższej Izbie Kontroli. Tam są określone drogi, które prowadzą do odwołania prezesa NIK. To jest sytuacja, w której prezes NIK zrzeka się stanowiska, kiedy uznaje, że jest trwale niezdolny do pełnienia obowiązków na skutek choroby, skazanie prawomocnym wyrokiem sądu za popełnione przestępstwo, jako konsekwencja złożenia niezgodnego z prawdą oświadczenia lustracyjnego albo orzeczenie przez Trybunał Stanu zakazu zajmowania kierowniczych stanowisk lub pełnienia funkcji związanych ze szczególną odpowiedzialnością w organach państwowych. Sejm w takich przypadkach odwołuje prezesa NIK za zgodą Senatu. Sens tego rozwiązania polega na tym, żeby politycy nie mogli się pozbyć prezesa NIK, który im się nie podoba, żeby ten prezes był maksymalnie niezależny od Sejmu, któremu podlega. Funkcja NIK ma sens, dopóki istnieje polityczna niezależność tego organu od większości parlamentarnej. Jeśli tej niezależności nie ma, to instytucja kontrolna jest po prostu zbędna.
A jakie będą konsekwencje zmiany ustawy o Najwyższej Izby Kontroli? Na przykład wprowadzenie dodatkowej przesłanki - możliwość odwołania prezesa NIK po cofnięciu mu dostępu do informacji niejawnych.
Zdecydowanie będzie to dotyczyło kolejnego prezesa NIK. Jeśli moglibyśmy przyjąć, że zmieniamy ustawę o NIK i wprowadzamy dodatkową przesłankę, to by oznaczało, że nie ma niezależności tej instytucji i także innych instytucji, na przykład nie ma niezależności prezesa Naczelnego Sądu Administracyjnego, I prezesa Sądu Najwyższego, bo możemy w trakcie kadencji stworzyć taki standard, którego na początku nie było, a stosujemy go, bo przestaje nam się podobać kolejny urzędnik, i którego zastosowanie ma na celu wyeliminowanie tego urzędnika, więc przekreśla niezależność urzędu i instytucji. Zatem jak dobiegnie końca kadencja prezesa NIK - za 6 lat - wtedy można stosować nową przesłankę, którą można wprowadzić do ustawy już teraz, ale dopiero byłaby zastosowana wobec nowego prezesa NIK.
Analogicznie będzie w przypadku zmiany konstytucji?
Z pewnością tak, wprowadzenie do konstytucji przepisu uzależniającego prezesa NIK od większości parlamentarnej, mogłoby znaleźć w państwie prawnym zastosowanie dopiero do prezesa NIK - wskazanego przez Sejm za zgodą Senatu - w kolejnej już kadencji.
Odwołanie obecnego prezesa NIK na podstawie nowelizacji ustawy o NIK byłoby złamaniem prawa?
Z pewnością, byłoby to naruszenie konstytucji, która odsyła do ustawy, ale nie pozwala na odejście od zasady, zgodnie z którą nowe reguły nie są stosowane wstecz. Standard obniżający niezależność prezesa NIK nie może znaleźć zastosowania do tegoż właśnie prezesa, bo za chwilę nowy prezes może zostać tak potraktowany, jeśli większość parlamentarna dojdzie do wniosku, że jest zbyt surowy w swoich pokontrolnych wystąpieniach i wobec tego trzeba się go pozbyć.
Czyli tak naprawdę "planu B", o którym mówią politycy, nie ma?
Nie znam "planu B", nie wiem, co tam może się znaleźć. Mogę mówić o tym, co jest w konstytucji i co jest w ustawie, a rozwiązania konstytucyjne i ustawowe są jasne. Są dwie drogi: albo przez postępowanie przez sądem i prawomocny wyrok sądu, albo przez postępowanie przed Trybunałem Stanu. W obu przypadkach to odwołanie przez Sejm za zgodą Senatu.