Mija kolejny dzień, a Prawo i Sprawiedliwość nie pokazuje planu B, który miał być zastosowany, jeśli prezes Najwyższej Izby Kontroli nie poda się do dymisji. Śledztwo w sprawie Mariana Banasia wszczęła dziś białostocka prokuratura regionalna.
Będziemy się zastanawiać, co można zrobić w tej skomplikowanej sytuacji - tak mówi polityk PiS, wicemarszałek Ryszard Terlecki pytany o plan B, który miano zastosować wobec Mariana Banasia. Wygląda na to, że PiS dopiero będzie szukać alternatywnego rozwiązania, o którym w piątek mówił głośno w Sejmie premier Mateusz Morawiecki.
Odmowa dymisji przez Mariana Banasia najwyraźniej zaskoczyła polityków PiS-u i chcą mu dać więcej czasu. Poczekajmy, myślę, że przyzwoitość nakazuje dać (Marianowi Banasiowi - przyp. red.) kilka dni na refleksję i wtedy będziemy rozmawiać na temat konieczności wdrożenia planu B czy też nie - mówi Wojciech Skurkiewicz.
W plan B wobec prezesa NIK nie wierzy już opozycja. Nie będzie tego projektu, dlatego że projekt związany z łamaniem konstytucji nie przejdzie - mówi polityk Lewicy Włodzimierz Czarzasty.
Wicemarszałek Sejmu mówi, że PiS-owi pozostaje czekanie na zarzuty dla Banasia i szybki wyrok w jego sprawie lub postawienie prezesa NIK przed Trybunałem Stanu.
Przypomnijmy, że w miniony piątek premier Mateusz Morawiecki powiedział, że zapoznał się z raportem CBA w sprawie pana Mariana Banasia i doszedł do przekonania, iż wnioski z tego raportu powinny skłonić Banasia do podania się do dymisji.
Jeśli się tak nie stanie, mamy plan B - powiedział szef rządu. Reporterzy RMF FM ustalili, że PiS myśli o odebraniu Banasiowi dostępu do informacji niejawnych i dodaniu do ustawy zapisu, że w takiej sytuacji jego kadencja wygasa.
Dziś Prokuratura Regionalna w Białymstoku wszczęła śledztwo w sprawie Mariana Banasia.
Chodzi o składanie przez prezesa NIK fałszywych oświadczeń majątkowych, w których - zdaniem śledczych - Banaś podawał nieprawdę o swym stanie majątkowym, a także o dochodach osiąganych w związku z wynajmem nieruchomości. Prokuratura podejrzewa również, że szef NIK składał nieprawdziwe zeznania podatkowe, czyli fałszował PIT-y w nieustalonej dotąd kwocie.
Decyzja o wszczęciu śledztwa zapadła po analizie zawiadomienia, które trafiło do śledczych z Centralnego Biura Antykorupcyjnego, ale także z Ministerstwa Finansów i od posłów Platformy Obywatelskiej.
Podstawą śledztwa jest art. 14 ustawy antykorupcyjnej - za złożenie fałszywego oświadczenia majątkowego grozi 5 lat więzienia. Oprócz tego śledczy powołują się na przepisy Kodeksu karnego skarbowego - tam Banasiowi może grozić wysoka grzywna.
Dzisiejsze wszczęcie przez białostocką prokuraturę śledztwa w sprawie jego majątku na razie nie przekonuje szefa NIK do ustąpienia. Jak usłyszał reporter RMF FM Krzysztof Berenda od najbliższych współpracowników Banasia, na prezesie Najwyższej Izby Kontroli nie robi to większego wrażenia. Według nich szef NIK traktuje to jak polityczną presję, która tylko zachęca go do pozostania na stanowisku.
Najpierw o możliwych nieprawidłowościach dotyczących jego majątku informowały media niezwiązane z władzą. Teraz dołączyły także i te przychylne PiS. Banaś poczuł się zdradzony przez kolegów. Dlatego nie ma zamiaru ustępować.
Jedyne co teraz skłoniłoby Banasia do odejścia, to mocniejsze uderzenie w jego dzieci - usłyszał w NIK-u Krzysztof Berenda. Wczoraj z pracy w Pekao SA wyrzucony został syn Banasia - Jakub.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Syn Mariana Banasia nie pracuje już w Banku Pekao