Czterej rosyjscy żołnierze, którzy po katastrofie pod Smoleńskiem ograbili zwłoki Andrzeja Przewoźnika, nie stanęli jeszcze przed sądem, bo Polska nie odpowiedziała na pytania postawione przez stronę rosyjską - donosi dziennik "Kommiersant".
Rosyjska gazeta powołuje się na śledczego z garnizonu smoleńskiego Aleksandra Agieszyna. Prowadzi on dochodzenie w sprawie kradzieży kart bankowych sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, który zginął 10 kwietnia ubiegłego roku w katastrofie prezydenckiego tupolewa.
Po to, abyśmy zgodnie ze wszystkimi normami procesowymi mogli postawić zarzuty w ostatecznej postaci i skierować sprawę do sądu, potrzebujemy pewnych informacji od polskich kolegów. Skierowaliśmy do nich wniosek o pomoc prawną, jednak do dzisiaj nie otrzymaliśmy wszystkich niezbędnych odpowiedzi - cytuje "Kommiersant" śledczego. Według Agieszyna, rosyjska część śledztwa zakończyła się w lutym. Śledczy podkreślił, że Rosjanie nie wyznaczyli żadnych terminów na wykonanie swojego wniosku. Jest to wyłącznie kwestia przyzwoitego stosunku do nas ze strony polskich stróżów prawa - oświadczył Agieszyn. Nie ujawnił, o jakie informacje prosi strona rosyjska.
Tuż po katastrofie z karty kredytowej należącej do Andrzeja Przewoźnika dokonano 11 wypłat na sumę około 6 tys. zł. W tym czasie podjęto też sześć nieudanych prób wypłaty pieniędzy z innej karty należącej do niego.
Pod zarzutem kradzieży zatrzymano czterech żołnierzy służby zasadniczej z garnizonu w Smoleńsku, którzy po katastrofie polskiego samolotu ochraniali miejsce wypadku. "Kommiersant" podaje, że trzej z nich byli już w przeszłości sądzeni. Jeden - za grabież, drugi - za kradzież, a trzeci - za wprowadzanie do obiegu fałszywych środków płatniczych.