1. Szachownica od samego początku stała się symbolem tragedii smoleńskiej. Pierwszy znaczący obraz, który wdrukowano nam w głowy od razu 10 IV 2010 roku, to był lotniczy znak polskich Sił Powietrznych, kwadrat podzielony na cztery pola w kolorach czerwonym i białym. Bękarci znak.
2. Rząd już nie chciał się do niego przyznać. Rządowy samolot, oznaczony szachownicą, polski tupolew, w którym zginął Lech Kaczyński razem z elitarną delegacją cywilno-wojskową lecącą do Katynia, obsesyjnie nazywano "prezydenckim". Maszynę, której Tuskowy totumfacki Tomasz Arabski butnie odmawiał Głowie Państwa za życia, po tragicznej śmierci darowano Ofierze w prezencie, niezwykle hojną nagle dłonią. Dar drani.
3. Darowanej szachownicy nie zagląda się w pola? Ja dokonuję takiego przeglądu. Oglądam szachową partię rozgrywaną przez Czerwonych z Białymi, na planszy biało-czerwonej. Rozgrywka ma dwa etapy, pierwszy zakończył się w Smoleńsku, wywróceniem szachowego stolika. Kop w blat.
4. Przed 10 kwietnia 2010 sprytne Białe, pomimo optycznej przewagi Czerwonych, blokowały ruchy ich figur: szachowały im Króla, groziły Hetmanowi, zagradzały drogi Gońcom, nie dały sobie podskoczyć Skoczkom, oblegały Wieże oraz blokowały piony. Strategia szachistów skończyła się ruchem... drastycznym, polityka legła w polu. Mat błota.
5. Nie wiem do dziś na pewno, kto strącił szachownicę lub co wywróciło stolik. Czy to był nagły mocny przeciąg po otwarciu drzwi na wschodnią stronę czy warujący pod blatem pies łeb na PiS podniósł niespodziewanie? A może zgasło światło i ciemny typ, nielubiący gierek a la Kasparow, walnął piąchą wielką jak bochen i zakończył subtelną partię. Ни хуя́ себе́!
6. Co nagle legło pokotem? Król Czerwonych stracił za jednym zamachem niemal wszystkich swoich głównych politycznych przeciwników. Hetman Czerwonych przestał w końcu się obawiać, że zostanie osaczony przez figury Białych, znających wszystkie jego przeszłe zagrywki. Królik trzęsący się ze strachu i złości po dwóch przegranych partiach - parlamentarnej i prezydenckiej - stanął słupka na ruskim polu i zacisnął swe piąstki w geście triumfu. Z kolei wąsate, pseudo-sarmackie Hetmanisko opierające się na Czerwonych pionach i szpionach zajęło pozycję swego wroga. Rozparło się na tronie jak basza. I śmieszy, tumani, przestrasza. Buławą z tobołu.
7. Strącono Wieże Białych. To w ich lochach kryły się sterty pergaminów i starodruków rodem z PRL-u, tego średniowiecza naszej rzekomo oświeconej epoki. Po upadku dwóch Wież - prezydenckiej i IPN-owskiej - skończył się gotyk z jego strachami, horrorami i mrokami. Już nam wyszło czerwone słoneczko, maszeruje z żołnierzami. Raz i dwa.
8. Zbito też Skoczka Białych. Zbity czy zabity został zastąpiony przez zwykłego Konika Czerwonych. Skoczek skakał do oczu światowej finansjerze, nie oddał polskiego pola spekulantom. Ten, który wskoczył na jego miejsce, stał się pospolitym konikiem, czyli pokątnym sprzedawcą biletów Narodowego Banku Polskiego. Rzekomo skupuje bilety na różne imprezy po to, żeby je następnie odsprzedać po wyższej cenie. To oficjalna propagandowa linia... kredytowa. Długi głupiego.
9. Gońców Białych też już nie ma. Zagoniono ich na śmierć, zagoniono w kozi róg. Laufrzy wiedzieli jak popędzić wroga nie na własnym, ale dalekim polu. Jedyna strategia obronna, która dawała szansę na sukces, spaliła na panewce. Na darmo "Gromy", w gruzach legła Gruzja. Rakiety pogoniły kota kacapom, i co? Byle w naszej wsi spokojnie. We wsi WSI.
10. Wszystko to spinał Leszek Białych Król. Gdy jednym ruchem go strącono razem innymi Figurami i Pionami, cała partia miała pójść w odstawkę. Ale nie! Spod wywróconej planszy wykaraskał się przypadkiem Mały Biały, wielki strateg. A miała się zacząć nowa rozgrywka - tylko Czerwonych z Czerwonymi o panowanie nad czerwoną szachownicą. Wszystko miało być przejęte i przemalowane. I w dużej mierze zostało. Jednak ciągle nie do końca. Pech to pech.
11. Wielki strateg jest wciąż dzisiaj pionem, nie ma żadnej władzy nad strategicznymi polami. Jednak wciąż cierpliwie buduje swoją przewagę pozycyjną. I cierpliwie zmierza do pola przemiany, gdzie może zmienić się w hetmana. Czekam na to niecierpliwie jako kibic rozgrywek. Bo szachy to nie szacher-macher, a wywrócony stolik to żadna wygrana. Tak się zwykle nie poddaje partii. Nie macie co myśleć o macie.
12. Chcę jako kibic wiedzieć i mieć pewność, że w szachy na polskich polach znowu nie zagrali arcymistrzowie z Комитетa государственной безопасности, czy jak się tam teraz nazywa ta mutacja służb sowieckich bezpieczniaków. Czy było tak na geopolitycznej szachownicy, jak to opisała Anna Zechenter w książce "KGB gra w szachy". W roku 1978 na Filipinach o szachowe mistrzostwo świata walczyli ze sobą Anatolij Karpow i Wiktor Korcznoj. Karpow był pupilem komunistów, Korcznoj uciekł ze Związku Sowieckiego. Wtem Korcznoj wstał z miejsca i zażądał: "Usuńcie z sali hipnotyzera, bo to oficer KGB!". Karpow miał swoich sekundantów, suflerów, którzy podpowiadają mu ruchy. Gdy wstaje jeden z nich, trzeba grać hetmanem. Wstaje drugi - znaczy czas na ruch wieżą. Korcznoj krzyczy: "Ja znam te metody! Sam byłem ‘wieżą’ - przed dekadą." Tak tłumaczył szachista sędziemu. Gdyby był Polakiem po Smoleńsku, zakrzyczano by go. Szał oszołoma.
13. Jednak te sztuczki to była prawda. Jak ujawnił w swoich słynnych archiwach uciekinier na Zachód Wasilij Mitrochin, centrala KGB utworzyła specjalną grupę. Liczyła 18 osób. Mieli oni zrobić wszystko, aby Wiktor Korcznoj nie zdobył mistrzostwa świata. Tajną bronią był niejaki dr Władimir Zuchar - hipnotyzer, którego Korcznoj kazał wyrzucić z sali. Zechenter nie przesądza, czy Zuchar oddziaływał na Korcznoja telepatycznie, czy sama jego obecność miała rozpraszać szachistę. Ale to nie żaden kiepski żart. Zuchar to nie suchar.
Przyjąłem metaforę smoleńskiej szachownicy. Jednak są Czytelnicy, którzy nie lubią zagadek. Chcą wiedzieć: tak lub nie. Szach-mat albo - jak w reklamie - cash-back. To jednak gra dla arcymistrza, jam tylko marny pionek. Tyle jest pól posmoleńskich! Wciąż toczy się symultana, np. na polach gazowych. Starałem się je odsłonić. W rozmowie. Tête-à-tête.
Posłuchaj rozmowy Bogdana Zalewskiego z Witoldem Michałowskim.