Wydarzenia w żeńskim tenisie śledzimy momentami chyba nieco dokładniej niż te w męskich turniejach, oczywiście z uwagi na Agnieszkę Radwańską. Zakończony właśnie zwycięstwem Novaka Djokovicia turniej Masters to świetny moment na podsumowanie roku w męskim tenisie.
Warto sobie to wszystko przypomnieć, bo po raz pierwszy od ładnych kilku lat nikt jakoś szczególnie wydarzeń na światowych kortach nie zdominował. Turnieje wielkoszlemowe wygrało czterech różnych zawodników. Klamrą cały rok spiął Novak Djoković. W styczniu wygrał Australian Open, po morderczym finale z Hiszpanem Rafaelem Nadalem. Na koniec sezonu pokonał w finale Masters Szwajcara Rogera Federera.
Nadal odgryzł się Serbowi na kortach w Paryżu wygrywając French Open. Na Wimbledonie na szczyt wrócił z kolei Federer, a w US Open triumfował Szkot Andy Murray. Sierpień i wrzesień były zresztą dla Brytyjczyka najlepszym okresem całego roku, bo przecież przed triumfem w Nowym Jorku zdobył we własnym kraju olimpijskie złoto.
Tyle jeśli chodzi o te najważniejsze rozstrzygnięcia. Co jeszcze ważnego działo się na kortach? Niepokoi z pewnością długa absencja Nadala, który ma poważne kłopoty zdrowotne. Hiszpan odpadł z Wimbledonu już w drugiej rundzie i więcej na korcie go nie zobaczyliśmy. Wszystko z powodu kłopotów z kolanem. Możliwe, że Nadal wróci na kort jeszcze w tym roku. Być może wystąpi w rozpoczynającym się 28 grudnia turnieju w Abu-Dhabi, a później oczywiście pojedzie na zawody do Australii.
Poza wielką czwórką w tym sezonie można było pasjonować się występami Davida Ferrera, który pod nieobecność Nadala dał trochę radości kibicom z Hiszpanii. Piąty zawodnik rankingu może się pochwalić w tym sezonie największą liczbą wygranych turniejów. Wygrał aż siedem finałów (Auckland, Buenos Aires, Acapulco, s-Hertogenbosch, Bastad, Walencja i Paryż), choć w tych największych turniejach musiał uznać wyższość tych największych tenisowych wyjadaczy.
Przygodę z tenisem zakończył w tym roku Amerykanin Andy Roddick. Jego ostatnim występem był mecz z Juanem Martinem del Potro podczas US Open. Z gry zrezygnował także Hiszpan Juan Carlos Ferrero. Szczególnie dla Amerykanów to dotkliwa strata, bo obecnie w USA nie ma zawodników, którzy mogliby walczyć choćby o wielkoszlemowy półfinał. Najwyżej notowany John Isner jest 14. Najlepiej spisał się w US Open w 2011 roku, kiedy to dotarł do ćwierćfinału.
My możemy być dumni z Jerzego Janowicza, który szturmem wdarł się do czołowej "30" rankingu. Wszystko dzięki dobremu występowi w turnieju Kremlin Cup w Moskwie i fantastycznej grze w Paryżu. W hali Bercy Polak pokonał między innymi Andy'ego Murray'a i dopiero w finale ograł go Ferrer.
Teraz tenisiści jadą na wakacje, a my musimy czekać na Australian Open. Od dwóch lat w Melbourne wygrywa Djoković. Czy tym razem ktoś go powstrzyma? Odpowiedź na to pytanie poznamy pod koniec stycznia.