Łódź zbuntowała się i od czerwca nie będzie płacić faktur za prąd po wyższych stawkach. Magistrat wyliczył, że w tym roku będzie musiał dołożyć do prądu 12 mln złotych, a miejskie spółki ponad 16,5 mln. „Czekamy na spełnienie publicznego przyrzeczenia premiera o rekompensacie wyższych cen energii” - mówi prezes MPK Zbigniew Papierski.
Będziemy ponosili koszty przez to, że za chwilę będziemy płacić więcej za wodę, za komunikację miejską, za inne usługi, które świadczą nasze spółki. To są koszty, które są przed nami, jeżeli nie zmobilizujemy rządu do tego, żeby dotrzymał zobowiązań - mówił w rozmowie z RMF FM wiceprezydent miasta Wojciech Rosicki tłumacząc decyzję urzędników.
Jego słowa potwierdzają przedstawiciele miejskich spółek, którzy podkreślają, że jeśli sytuacja się nie zmieni, to trzeba się liczyć z podwyżkami cen świadczonym przez nie usług.
Skala poniesionych przez spółki kosztów idzie w miliony. Łódzkie MPK będzie musiało zapłacić za prąd dodatkowe 13 mln zł.
Myśmy nie zakładali w budżecie tych dodatkowych 13 mln, co może skutkować utratą płynności. Co miesiąc ponad milion złoty więcej wydajemy w związku z tym za parę miesięcy być może spotka nas konieczność ogłoszenia upadłości związanej z utratą płynności. Może być dzień albo więcej bez komunikacji. Tego chcemy uniknąć - podkreślił prezes MPK Zbigniew Papierski.
Papierski wskazał, że liczy na zrealizowanie "przyrzeczeń premiera o rekompensacie wyższych cen energii". Jeśli jednak to nie nastąpi, to możliwy jest wzrost cen biletów na komunikację miejską. To jest ok. 8-10 proc. więcej niż dzisiaj płacą nasi mieszkańcy, którzy w liczbie 300 tys. codziennie korzystają z komunikacji miejskiej - zdradził.
Nie tylko za bilety mieszkańcy Łodzi mogą zapłacić więcej. Ceny za swoje usługi może również podnieść Zakład Wodociągów i Kanalizacji.
W sytuacji, w której wygenerowaliśmy wynik w ubiegłym roku na poziomie 2,8 mln zł wprost wynika, że w bieżącym roku mamy ryzyko wygenerowania straty. Prostą konsekwencją takiego stanu rzeczy jest konieczność złożenia znowelizowanego wniosku taryfowego, który może doprowadzić do wzrostu cen o 10 proc. za świadczone przez nas usługi - tłumaczy prezes Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Łodzi Jacek Kaczorowski. Oczywistą sprawą jest, że dotknie to każdego mieszkańca Łodzi - dodaje.
Wiceprezydent Łodzi nie obawia się, że w związku z decyzją o niepłaceniu faktur za prąd, spółki energetyczne będą naliczały miastu i zakładom odsetki. Zostało złożone publiczne przyrzeczenie, że nie będziemy płacić więcej, a ponoszone przez nas większe koszty w tym roku będą nam zrekompensowane. To ja nie widzę podstawy do tego, żeby były naliczane jakieś odsetki. To my powinniśmy już dziś naliczać odsetki za to, że zapłaciliśmy więcej przez te 5 miesięcy i nasze miejskie pieniądze są w tej chwili w energetyce, a nie są obracane i przeznaczane na usługi dla mieszkańców - wskazywał.
Wstępną deklarację o przyłączeniu się do buntu złożył prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. Samorządowcy z Łodzi i stolicy liczą, że w akcję zaangażują się także włodarze innych miast, bo mają te same problemy.