Nowy samochód klasy premium - tyle co najmniej w świecie dziennikarskim są warte zapisy nieformalnych rozmów, jakie prowadzili członkowie rządu, prezes NBP i prominentni politycy. Ta dziennikarska bomba, to prawdziwa żyła złota dla każdej redakcji. Naprawdę nie trzeba było specjalnej wyobraźni, żeby wiedzieć, że zapis tych rozmów zawładnie serwisami informacyjnymi na całe tygodnie i wywoła ogromną debatę publiczną.
Większy nakład, darmowa promocja, spore zyski... - to wszystko dla tygodnika, który opisała sprawę, ale nie tylko. Informator, który dostarczył nagrania mógł zbić na nich niemałą fortunę, a mimo to przekazał je... za darmo! Hm... czy możliwe, aby grupa ludzi uknuła skomplikowaną intrygę, latami biegała za czołowymi politykami ze sprzętem wartym nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych, a potem oddała drogocenne materiały redakcji za zwykłe "dziękuję"? Halo, czy ktoś tu postradał zmysły?
Stara prawda mówi, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Co jednak, kiedy nie chodzi o pieniądze? Dlaczego tajemniczy ktoś przekazuje warte miliony materiały za darmo? Odpowiedź podpowiada mi doświadczenie - chodzi o politykę. Ktoś dokonując tej prowokacji, planując być może zamach stanu, chciał pokazać, że państwo polskie jest słabe, że kilkoma zgrabnymi ruchami można je zaszachować, a wszelką aktywność skierować na tory sprzeczne z jego interesem. Zamiast zabiegać o unię energetyczną i budować koalicję mogącą pokrzyżować złowrogie plany Gazpromu znów zaczęliśmy kiwać się sami z sobą. Podsłuchy, jakie wyciekły w ostatnim tygodniu miały wbić także klin w nasze stosunki ze Stanami Zjednoczonymi. Ktoś w tej strategicznej grze o wpływy wykonał więc kolejny ruch. Co dalej? Czy nastąpi również próba podminowania pozycji Polski w Europie?
Na razie możemy tylko domyślać się kto za tym stoi, patrząc na to, kto na wybuchu afery zyskał najbardziej. Czy tylko mnie przychodzą do głowy najczarniejsze wyjaśnienia? Pomimo, że PiS wcześniej próbował do brudnych gierek wykorzystywać służby, to nie chce mi się wierzyć, że za sznurki w tym ataku na państwo pociągał jakikolwiek opozycyjny poseł. Nie można jednak wykluczyć i tego scenariusza. To próba bowiem zamachu stanu, która przejdzie do historii, jako skomplikowana intryga obliczona na przetrącenie karku polskiej państwowości, podważenie wiary w demokrację i zepchnięcie Warszawy do defensywy na arenie międzynarodowej.
Wydaje mi się, że dziennikarze tygodnika "Wprost" i część polityków stali się w tej grze marionetkami napędzanymi chęcią zysku finansowego lub politycznego. Mistrz Twardowski, bohater staropolskich legend, w zamian za sławę i bogactwo zaprzedał duszę diabłu. Kto wie, kto i komu swoją duszę zaprzedał w tej sprawie. Na pewno wśród tego grona są twórcy "afery podsłuchowej". Pytaniem jest też to, dlaczego akurat ten tygodnika "kupił" tę sprawę a nie inna gazeta, radio, czy telewizja?... Wiemy już bowiem, że te same zapisy proponowano, co najmniej jeszcze jednej redakcji, która jednak wyczuła intrygę i udziału w przestępstwie odmówiła. W legendzie mistrz Twardowski próbował bez sukcesu przechytrzyć diabła, ale mu się to nie udało. Mam nadzieję, że pomysłodawcy i wykonawcy tego zamachu także go nie przechytrzą.
A co z treścią nagrań? Co z niecenzuralnym językiem, który tak poruszył media? "Pierdel, serdel, burdel" - tak o polskiej konstytucji wyrażał się Józef Piłsudski i nie była to jedyna ostra wypowiedź tego męża stanu. Ba, Piłsudski słynął z wulgaryzmów, w których wymyślał swoim politycznym przeciwnikom, a nawet Polsce, od najgorszych i nikt dzisiaj nie ma o to do niego pretensji. Jego emocjonalne wypowiedzi były tak niecenzuralne, że brak mi śmiałości by przytoczyć inne ich fragmenty. Ciekawe jednak, że dzisiaj patrzymy na jego wulgarny język nie jako wyraz prostactwa, ale szczerości i trafnej oceny skomplikowanej rzeczywistości. Mimo to teraz udało się wmówić społeczeństwu, że momentami również niecenzuralne, prywatne rozmowy członków polskiego rządu są dowodem na upadek znacznej części naszej klasy politycznej.
Z niepokojem patrzę na najbliższą przyszłość i oczekuję kolejnego ruchu twórców tej intrygi. Bo, że nastąpi ciąg dalszy nie mam wątpliwości. To dramat rozpisany na kilka aktów, z zakończeniem, którego wciąż nie znamy. Cały czas szukamy też głównych reżyserów, żeby lepiej zrozumieć, o co toczy się gra. Musimy dowiedzieć się, gdzie w wieczór, w którym wyciekły nagrania otwierano szampana. Czy świętowano gdzieś w Polsce, czy, jak sądzi wielu, daleko poza jej granicami? Rozwiązanie tej zagadki powinno przynieść coś więcej niż ujęcie i skazanie kilku kelnerów. Tu gra toczy się o najbardziej żywotny interes Polski i trzeba wyjaśnić, jakie siły, a może nawet, który wywiad, próbuje pokazać nam własne miejsce w szeregu.