Sonda Rosetta, która przez ponad dwa lata krążyła wokół jądra komety 67P/Czuriumow-Gierasimienko i przyniosła nam już bardzo wiele informacji na jej temat, ukończyła ostatni etap swojej misji. O godz. 22:48 polskiego czasu uruchomiła na 208 sekund silnik, by skierować się w stronę tej kosmicznej skały. Upadek nastąpił o 12:39, ponieważ jednak sygnał radiowy biegnie stamtąd około 40 minut, o zakończeniu misji dowiedzieliśmy się o godz. 13:19.
Rosetta nie była przygotowywana do lądowania, dlatego nie miała szans, że po zetknięciu z powierzchnią 67P mogłaby jeszcze pracować. Dlatego wszelkie jej urządzenia zostały wyłączone tuż przed samym zderzeniem, na wypadek, gdyby sonda miałaby się odbić od powierzchni i odlecieć w otwartą przestrzeń kosmiczną. Analiza centrum kontroli lotu wskazywała jednak już wcześniej, że takie odbicie jest w tym wypadku mało prawdopodobne.
Decyzję o tym, że Rosetta ostatecznie spadnie na powierzchnię jądra komety podjęto po dokładnej analizie jej pracy i ocenie, że nie ma możliwości, by przetrwała okres największego oddalenia komety od Słońca. 67P zbliżała się już do orbity Jowisza i była tak daleko, że baterie słoneczne nie dostarczały Rosetcie odpowiednich ilości energii. Dodatkowo od października przez miesiąc Ziemia i kometa znajdowały się po przeciwnych stronach Słońca, co uniemożliwiało jakąkolwiek komunikację, w tym przesyłanie danych.
Wymuszenie upadku już teraz i zbieranie do ostatniej chwili wszelkich możliwych danych było więc optymalnym rozwiązaniem. Naukowcy liczą na informacje, które instrumenty sondy zebrały blisko samego jądra, szczególnie na zdjęcia oraz wyniki badań gazów i pyłu. To powinno uzupełnić dane zebrane przez lądownik Philae, którego misja w związku z kłopotami z lądowaniem trwała tylko około 60 godzin.
Jądro komety 67P przypomina gumową kaczkę, składa się z dwóch części. Rosetta opadła w rejonie Ma’at, na jej "głowie". Wybrano go z kilku względów. Po pierwsze jest tam wiele ciekawych formacji, które w czasie zbliżenia komety do Słońca emitowały dużo pyłu i gazu, naukowcy chcą się im dokładniej przyjrzeć. Po drugie, w chwili zbliżania się sondy do powierzchni obszar ten był oświetlony i ustawiony w kierunku Ziemi, co umożliwiało wykonanie zdjęć i przesłanie ich do centrum kontroli lotu.
Czas lądowania ustalony był z dokładnością do dwóch minut, podobnie przybliżone było miejsce lądowania. Wszystko dlatego, że nieregularność kształtu jądra, podobnie jak niejednorodność pola grawitacyjnego w jego pobliżu, znacznie utrudniała wszelkie obliczenia.
Decyzja o tym, jakie instrumenty naukowe pozostaną włączone w ostatniej fazie lotu wymagała precyzyjnej oceny dostępnej z paneli słonecznej mocy. Nie ulegało wątpliwości, że część aparatury trzeba będzie wyłączyć, bo dla wszystkich instrumentów i nadajnika przesyłającego dane na Ziemię energii nie wystarczy. Ostatecznie wyłączone zostały instrumenty COSIMA, MIDAS i VIRTIS.
Działające do ostatniej chwili instrumenty Rosetty miały przekazywać informacje nawet na 20 do 5 metrów nad powierzchnią jądra komety. Kamery OSIRIS wykonywały zdjęcia wysokiej rozdzielczości, przy czym - ponieważ nie planowano tego etapu misji - ich obraz przestał być już ostry na kilometr (w przypadku kamery długoogniskowej) i na 200-300 metrów (w przypadku kamery szerokokątnej) przed upadkiem.
ROSINA zbierała dane dotyczące gęstości i składu gazu wokół komety. MIRO wykonywał pomiary temperatury powierzchni. GIADA badała gęstość pyłu i sposób, w jaki jego drobiny są emitowane z powierzchni. Instrument RPC monitorował plazmę i najdrobniejsze cząsteczki pyłu, co pomoże w badaniach oddziaływania wiatru słonecznego z powierzchnią jądra 67P. Alice dostarczyła obraz widma ultrafioletowego powierzchni, RSI przeprowadziło dokładne pomiary pola grawitacyjnego.