Astronomowie ogłosili, że udało im się odkryć dowody na istnienie tak zwanych fal grawitacyjnych. Występowanie takich "zmarszczek" czasoprzestrzeni przewidywał już w swej ogólnej teorii względności Albert Einstein, do tej pory jednak nie udawało się ich zaobserwować. Przełom przyniosły wyniki badań prowadzonych przy pomocy teleskopu mikrofalowego promieniowania tła BICEP2, umieszczonego na biegunie południowym.
Naukowcy są przekonani, że blisko 14 miliardów lat temu nasz Wszechświat pojawił się w drodze Wielkiego Wybuchu, po którym nastąpiła tak zwana faza inflacji. W ciągu niewyobrażalnie krótkiej chwili Wszechświat rozszerzył się o kilkadziesiąt rzędów wielkości. Powstała ponad trzydzieści lat temu teoria wielkiej inflacji długo jednak nie mogła doczekać się doświadczalnego potwierdzenia. Są szanse, że najnowsze odkrycie to zmieni.
Fluktuacje wypełniającego cały Wszechświat mikrofalowego promieniowania tła, zwanej też promieniowaniem reliktowym pozostałości Wielkiego Wybuchu, są odbiciem warunków panujących we wczesnym Wszechświecie. Drobne różnice jego temperatury wskazują na przykład na miejsca, gdzie większa gęstość materii prowadziła do powstania galaktyk i potem całych gromad galaktyk. Zespół BICEP2 zajmował się z kolei analizą zaburzeń polaryzacji promieniowania reliktowego. Zaobserwowane wiry tej polaryzacji, są dowodem na działanie fal grawitacyjnych.
Odkrycie tych małych fluktuacji było, zdaniem szefa grupy badawczej BICEP2, Johna Kovaca z Harvard-Smithsonian Center for Astrophysics, jednym z najważniejszych współcześnie celów kosmologii. Doniesienia te natychmiast więc wywołały sporą sensację. Jeśli to wszystko się potwierdzi, możemy mieć do czynienia z najbardziej spektakularnym, obok odkrycia bozonu Higgsa, sukcesem fizyki początków XXI wieku. Z pomocą tej wiedzy łatwiej będzie można zrozumieć, co od samego początku do teraz dzieje się we Wszechświecie i przewidzieć, czym to wszystko się skończy.
Badania prowadzono na biegunie południowym, bo to jedno z najsuchszych i najczystszych miejsc na Ziemi. To tam promieniowanie reliktowe można rejestrować najdokładniej. Obserwowany sygnał zaskoczył astronomów, nie spodziewali się, że efekt będzie aż tak silny. Szukaliśmy igły w stogu siana, znaleźliśmy łom - podsumowuje jeden ze współautorów odkrycia, Clem Pryke z University of Minnesota.
Astronomowie analizowali zebrane dane przez trzy lata, próbując wykluczyć wszelkie możliwe źródła błędu. W opublikowanych na popularnym wśród fizyków portalu arxiv.org w dwóch publikacjach twierdzą, że ryzyko pomyłki nie przekracza 1 do 3,5 miliona. Dopiero jednak zamierzają zgłosić prace do druku w którymś z recenzowanych czasopism.