Robbie Williams odrzucił ofertę rezydencji w Las Vegas – donoszą brytyjskie media. Chodzi o serię występów odbywających się w tamtejszych hotelach i kasynach. Komentatorzy zastanawiają się nad decyzją artysty, jako że nie jest ona wcale jednoznaczna.
Dla wielu artystów to ukoronowanie ich kariery. Koncerty dla wytwornej publiczności w Las Vegas są znakomicie opłacane i często pomnażają majątki piosenkarzy i piosenkarek. Wiele gwiazd godzi się na taką rezydencję. Ostatnio zrobiła to Adele, wcześniej Celine Dion, Rod Stewart, czy Mariah Carey. Robbie Williams odmówił jednak organizatorom, choć mógłby z łatwością zapełnić salę po brzegi. On sam nie komentuje sprawy, ale jak zaznaczają niektórzy obserwatorzy, koncerty w Las Vegas traktowane są na Wyspach z pewnym przymrużeniem oka, by nie powiedzieć małym "wstydem".
Skąd taka opinia?
Powodem jest wizerunek Las Vegas i to, z czym to miasto generalnie się kojarzy - kasyna, pieniądze, ruletka, innymi słowy zbytek. Adele jest divą i może bardziej pasuje do takiego tła, ale Robbie to zwykły, choć dziś już 50-letni, chłopak, któremu zależy na zachowaniu niepretensjonalnego połączenia ze swoimi fanami. Zawsze uważnie zastanawia się nad kolejnym krokiem w swojej karierze i jak do tej pory nie popełnił żadnego błędu.
Muzyczną przygodę zaczął w boys-bandzie Take That, ale wiedział, kiedy się z niego ewakuować. Stał się jedną z największych gwiazd współczesnej muzyki rozrywkowej. Sprzedał 75 milionów płyt i zgromadził majątek warty 220 milionów funtów. Być może dlatego nie marzy o Las Vegas.