"Przyjaźniliśmy się od dziesiątek lat. Nie musiał stosować bariery obronnej. Był niesamowicie ciepły, przyjazny" - wspomina Sławomira Mrożka Anna Zaremba-Michalska, prezes Wydawnictwa Literackiego. "W piątek miał wyjść ze szpitala. W połowie września miał być w Polsce" - zdradza w rozmowie z RMF FM.

O śmierci Sławomira Mrożka dowiedziałam się wczesnym rankiem. Z tą smutną wiadomością zadzwoniła do mnie jego żona, Susana - relacjonuje Zaremba-Michalska. Dodaje, że pisarz zmarł w szpitalu, który miał opuścić już jutro. Przeszedł rutynowy zabieg chirurgiczny, który zresztą się powiódł. Czuł się bardzo dobrze - podkreśla. Zdradza też, że autor "Emigrantów" planował po wakacjach odwiedzić ojczyznę. W połowie września miał być w Polsce. W październiku miał przyjechać znowu - wziąć udział w krakowskiej premierze swojej najnowszej sztuki - wylicza. 


Jak układała się współpraca Mrożka z jego polskim wydawcą?  Bardzo obowiązkowy we współpracy nad redakcją różnych swoich dzieł. W porównaniu z młodymi twórcami to była współpraca idealna - mówi szefowa Wydawnictwa Literackiego. Miał wielką chęć współpracy, pomocy, przyjrzenia się wszystkim sprawom wspólnie, a jednocześnie był pełen skromności. Nie narzucał swoich idei. Miał do wydawcy duże zaufanie. Często powtarzał: Zrobię tak, jak uważacie. Macie doświadczenie i jesteście dobrym wydawcą. Zero pyszałkowatości - zaznacza.

Zaremba-Michalska podkreśla, że wciąż istnieje wiele sztuk zmarłego dziś twórcy, które nie zostały w pełni odkryte. One są wspaniałe. Brzmią tak, jakby zostały napisane kilka miesięcy temu, a powstały kilkadziesiąt lat temu. Jest tutaj coś do nadrobienia - ocenia.