Gdyby żyła, właśnie dziś kończyłaby 69 lat. Mówi się, że nikt w latach sześćdziesiątych nie prowadził bardziej szalonego życia, a przy tym nikt nie grał rocka lepiej niż ona. Jej biograf twierdził nawet, że przed nią nikt nie potrafił w tak fenomenalny sposób "wykrzyczeć muzyki". O kim mowa? O Janis Joplin, królowej blues rocka.
Kiedy w 2004 roku popularny amerykański magazyn "Rolling Stone" umieścił ją w połowie rankingu 100 Najlepszych Artystów Wszech Czasów, na całym świecie podniósł się bunt fantów, którzy widzieliby Joplin przynajmniej w pierwszej dziesiątce. Jeśli porównamy historię jej kariery z wielkimi gwiazdami, nagrywającymi nowe albumy przez pięćdziesiąt lat, stwierdzimy, iż ta drobna artystka z Teksasu… zaszła naprawdę daleko.
Urodziła się podczas mroźnej zimy 1943 roku w Port Arthur w Stanach Zjednoczonych, jako córka inżyniera i archiwistki szkolnej. Była ponoć dzieckiem rozkapryszonym i nieznośnym, a rodzice musieli poświęcać jej więcej czasu niż pozostałym potomkom. We wczesnych latach młodości odnalazła ludzi podobnych do niej: wyrzutków społecznych, których połączyła miłość do afroamerykańskiego bluesa. Właśnie w tamtych czasach Joplin podjęła decyzję o rozpoczęciu kariery wokalnej. Była inna niż pozostali, odważna, kolorowa, wyzywająca. Była niewolnicą skazanych ostatecznie na zagładę poszukiwań szczęścia w seksie, narkotykach, pieniądzach i sławie – napisał w jej biografii Ellis Amburn.
Początkowo śpiewała z zespołem Big Brother & The Holding Company, z którym nagrała dwie płyty. W czasach segregacji rasowej odważyła się śpiewać jak czarni – mówi dziennikarz RMF FM, Robert Konatowicz. Dodaje również, iż z Perłą – jak po latach nazywano Joplin – kojarzy mi się najbardziej jej słynna fraza "Oh Lord, won’t you buy me a mercedes benz". Fragment ten pochodzi już z czasów jej solowej kariery, z płyty "Pearl", wydanej cztery miesiące po śmierci. Jeden z utworów zamieszczonych na płycie pozostał wypuszczony w wersji instrumentalnej – gwiazda nie zdążyła dograć partii wokalnej, postanowiono więc "nie ingerować" w piosenkę.
Jeszcze w 1969 roku Janis zdążyła wystąpić na festiwalu Woodstock, gdzie w brawurowy sposób wykonała największe ze swoich hitów – "Piece of My Heart" oraz "Me and Bobby McGee". Wkrótce zamieszkała w hotelu Landmark w Hollywood, gdzie 4 października 1970 roku, w pokoju numer 105, odnaleziono jej ciało. Przyczyną zgonu, jak później podano, było zatrucie mieszanką heroiny z morfiną, od których artystka była silnie uzależniona w ostatnich latach życia. Jej ciało poddano kremacji, a prochy rozsypano nad Oceanem Spokojnym w Kalifornii.
Po Janis pozostały dziesiątki fenomenalnych nagrań, uznawanych za klasykę psychodelicznego blues rocka. W 1995 roku wokalistka wprowadzona została do słynnego Rock and Roll Hall of Fame, honorującego artystów mających znaczący wkład w rozwój muzyki rockowej. Pozostały też setki interpretacji jej utworów, sztuki teatralne opierające się o jej twórczość, próby upodobnienia się do tej hippisowskiej mistrzyni gatunku. Gdyby nie ona, nie byłoby dziś zjawisk porównywalnych z Adele czy Amy Winehouse - przekonuje Robert Konatowicz.