Śpiewając słynną pieśń "Hallelujah" Leonarda Cohena krakowianie zgromadzeni w niedzielę wieczorem na Rynku Głównym oddali hołd zmarłemu 7 listopada w Los Angeles kanadyjskiemu poecie, pieśniarzowi i muzykowi.
Tłum szczelnie wypełnił przestrzeń wokół sceny stojącej nieopodal kościoła św. Wojciecha. Wysoko nad głowami ludzie trzymali zapalone znicze, świeczki, zapalniczki i śpiewali razem z krakowskimi artystami: Anną Radwan, Robertem Kasprzyckim, Jackiem Ostaszewskim i chórem studentów Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej pod wodzą Jana Marczewskiego i opieką artystyczną Olega Sznicara.
"Hallelujah" wykonano po polsku, w przekładzie Macieja Zembatego i Macieja Karpińskiego. Tekst rozdawano przybyłym na Rynek.
Jesteśmy tutaj, bo kochaliśmy Leonarda Cohenem, bo przeżyliśmy z nim mnóstwo pięknych chwil. (...) Cohen mówił o tym, co przeżywaliśmy: o miłości i nienawiści, uczył nas dojrzałości i czasem gorzkiej mądrości - mówił do zgromadzonych pomysłodawca pożegnania Cohena redaktor naczelny Wydawnictwa Znak Jerzy Illg. Podkreślił, że Cohen był w naszym kraju nawet bardziej popularny niż w rodzinnej Kanadzie, m.in. za sprawą Macieja Zembatego, który przetłumaczył i wykonywał jego pieśni. W Polsce kanadyjski muzyk był po raz pierwszy w 1985 r., witany przez publiczność na koncertach jako herold wolności, który śpiewał o tym, co leżało Polakom na sercu.
Illg przypomniał też anegdotę związaną z "Hallelujah" - podobno Bob Dylan spotkał Cohena w Paryżu i zapytał go: "Jak długo pisałeś ten utwór?". Cohen miał odpowiedzieć: "Cztery lata", a potem przyznać "Okłamałem go: pięć do ośmiu lat".
Wykonanie "Hallelujah" w Krakowie zostało zarejestrowane przez amerykańską ekipę realizującą film dokumentalny o historii tego utworu.