W ostatni weekend października zespół Big Cyc przez cały dzień gonił się z ZOMO na terenie Stoczni Gdańskiej. Nie był to protest Ruchu Oburzonych ani zemsta po latach, tylko zdjęcia do teledysku, który realizowany jest do pierwszego singla pochodzącego z najnowszej płyty "Zadzwońcie po milicję".
Akcja teledysku "Polska" toczyła się w hali nr 4 Stoczni Gdańskiej oraz na dachu hali U-bottów, skąd widać panoramę Gdańska i całą stocznię. Zdjęcia realizowano m.in. za pomocą helikoptera.
Oprócz zespołu, w teledysku brała udział także grupa rekonstrukcyjna San, która wiernie odtworzyła oddział ZOMO. Pojawienie się muzyków i aktorów grających ZOMO wzbudziło sensację wśród robotników Stoczni, którzy tłumnie przybywali zobaczyć, czy nie trzeba pomóc gonić zomowców. Teledysk zrealizowała gdańska ekipa filmowa Karabin Maszynowy. Wideoklip pojawi się w ostatnim tygodniu listopada.
2 grudnia ukaże się płyta "Zadzwońcie po milicję", którą zespół Big Cyc chce oddać pamięć i hołd prawdziwie podziemnym kapelom i muzykom z okresu stanu wojennego, głównie z kręgu muzyki punk i reggae.
Warto przy okazji okrągłej rocznicy stanu wojennego przypomnieć, że kultura niezależna w latach 80. to były nie tylko spektakle w kościołach czy koncerty bardów w salkach katechetycznych. To był także podziemny, jakże fascynujący obieg rocka - mówi Krzysztof Skiba z Big Cyca, wywodzący się z nurtu Pomarańczowej Alternatywy.
Muzycy zespołu z chałupniczych, undergroundowych produkcji (nagrania z koncertów, prób, podziemnych imprez) wyłuskali kilka zapomnianych muzycznych perełek z czasów stanu wojennego. Na płycie pojawią się nagrania grup Miki Mausoleum, Brzytwa Ojca, Karcer, Cela nr 3 i Współczynnik Inteligencji. Utwory te zostały nagrane na nowo przez muzyków zespołu Big Cyc w nieco (a czasem znacznie) zmienionych wersjach.
Podziemna muzyka rockowa z tamtego okresu jest często niedoceniana. Jej radykalna estetyka i mocno ekspresyjna forma kłóciła się z mieszczańskim kanonem reprezentowanym także przez stronę opozycyjną. Robotnicy ze Stoczni czy Ursusa nie słuchali rocka. Ich idolami były gwiazdy oficjalnej estrady PRL-u - wspomina Skiba.