"Jest coś takiego jak taka miłość do życia w ogóle, do drugiego człowieka. Taka miłość do każdego dnia, do każdego wschodu i zachodu słońca, a przede wszystkim miłość do tego, co się robi. Jurek nas tego uczył. To największe szczęście spotykać takich ludzi na drodze. Spotkać Trelę" - mówiła w Radiu RM24 Anna Dymna w rozmowie z Aleksandrą Filipek.
Anna Dymna zapytana o to, co myśli, kiedy słyszy nazwisko Jerzego Treli, mówiła: Kiedy odchodzą tacy ludzie, nie można mówić o żadnej pustce. Dla mnie Jurek będzie zawsze, bo ja bez takich ludzi w ogóle nie żyję. Mój świat jest pełen tych ludzi, którzy na chwilę gdzieś się oddalili. Jurek cały czas daje mi siły, tak jak Szymborska, Miłosz, Pieczka.
Wiedziałam, że Jurek Trela jest mi bardzo bliski, ale nie wiedziałam, że aż tak. Myślę o nim tak jak myślę o mojej mamie, która zawsze jest, o Wiesiu Dymnym, który zawsze jest. Jurek używał mało słów, ale wiedziałam, że jak się coś dzieje w moim życiu ważnego, to zadzwoni do mnie i powie: "No słuchajże, będzie dobrze, nie bój się nic". Miałam wiele takich zakrętów w życiu i zawsze było słowo Jurka, zawsze był od niego telefon. Jurek to mój najukochańszy brat, który zawsze będzie mi pomagał - dodała.
Przyznała też, że Jerzy Trela odegrał ogromną rolę w kształtowaniu postawy jej samej i przyszłych pokoleń aktorów. Był nauczycielem prawdy, wagi słowa, uczciwości. Uczył mnie, że można wykonywać ten dziwny, trudny zawód i być prostym, normalnym człowiekiem, ze wszystkimi ułomnościami i fantastycznymi rzeczami. Jurek taki był i był moim naprawdę niedościgłym mistrzem, ponieważ w tym zawodzie najważniejsze jest walczyć o to, żeby pozostać zwyczajnym człowiekiem.
Anna Dymna mówiła o jego niezwykłym szacunku do ludzi. Bardzo dużo grałam z nim w filmach. Patrzyłam, jak Jurek pilnował tego, żeby nikt nie czuł się przez niego źle potraktowany. On szanował ludzi, którzy pchali wózek z kamerą, oświetlaczy tak samo jak reżysera i partnerów. Uczył tego każdym swoim gestem i zachowaniem. Żeby mieć takiego przewodnika w życiu artystycznym, to trzeba być szczęściarą. Ja jestem - zwróciła uwagę aktorka.
Wspominając ich wspólną pracę, mówiła: Uwielbiałam pracować z Jurkiem i patrzeć, jak on pracuje z reżyserami, jaki jest pokorny. (...) Łapałam się na tym, że kiedy grałam z Jurkiem, zachowałam się jak ostatnia amatorka, zapominałam, że jestem aktorką. Po prostu patrzyłam w jego oczy i wiedziałam, że tylko w taki, a nie w inny sposób mogę mu odpowiedzieć na kwestie i na pytanie, które mi zadał na scenie.
Anna Dymna opowiadała również o ogromnej miłości Jerzego Treli do rodziny. Kiedyś na Rynku w Krakowie z okazji Dnia Dziecka recytowaliśmy chyba "Lokomotywę" Juliana Tuwima, był tam tłum dzieci. W pewnym momencie Jurkowi zmienił się głos, zapaliło się w nim słońce. Nagle zamienił się w taką czułość i słoneczko. Zobaczył, że jego syn z dwójką dzieci tam był.
Bardzo kochał swoją żonę. Zawsze mówił: "Anka, co tu masz takie? Fajne to masz. Gdzieżeś to kupiła? Georgecie bym kupił. Fajnie w tym wyglądasz. Jej też będzie dobrze w tym". Tutaj wielkie role, jakieś pompatyczne chwile, medale, a tutaj ważne było: "Ty, fajne masz to". To był cały Jurek - wspominała aktorka.
W rozmowie wróciła też do ostatnich chwil aktora. Kiedy tak długo odchodził i cierpiał, to cały czas byliśmy w kontakcie. (...) W ostatni dzień byłam u niego w szpitalu, właściwie tuż przed śmiercią. I myśmy się cały czas śmiali. Opowiadał mi swój sen i rozmowy z Panem Bogiem. Pan Bóg na pewno go przyjął go tam z radością - przekonywała.
Jest coś takiego jak taka miłość do życia w ogóle, do drugiego człowieka. Taka miłość do każdego dnia, do każdego wschodu i zachodu słońca, a przede wszystkim miłość do tego, co się robi. I Jurek nas tego uczył. Nigdy nie używał wielkich słów. On używał słów pięknych, prostych, takich, które pozwalają żyć. I te wszystkie słowa pamiętam, każde jego spojrzenie, każdą rozmowę. To największe szczęście spotykać takich ludzi na drodze. Spotkać Trelę. I to mówią i młodzi, i starzy, i wszyscy, którzy z nim pracowali - podsumowała Anna Dymna.
Opracowanie: Anna Helit