W Belgii ok. 6:30 na autostradzie E34 doszło do wypadku autokaru. Zginęło pięć osób: dwóch polskich kierowców oraz troje nastolatków rosyjskiego pochodzenia. Sygnał o tragedii dostaliśmy od Krzysztofa na Gorącą Linię RMF FM.
Do wypadku doszło na północy Belgii, w pobliżu Ranst pod Antwerpią. Autobusem jechało około 40 osób. Belgijskie media pisały o 31 nastolatkach i ośmiu osobach dorosłych. W miejscowości Oelegem niedaleko Ranst pojazd uderzył w barierki i spadł z mostu.
Z pierwszych informacji wynikało, że zginęły cztery osoby, w tym dwoje dzieci. Potem mowa była już o pięciu ofiarach. Troje z nich to miały być dzieci w wieku od 15 do 17 lat oraz kierowca autobusu i opiekun grupy.
Teraz dowiadujemy się, że w wypadku zginęło dwóch polskich kierowców. Taką informację naszej dziennikarce przekazała Inge Dierick z urzędu miejskiego Ranst, który zorganizował centrum informacyjne dotyczące wypadku.
Pięć osób znajduje się w stanie krytycznym, tak więc bilans ofiar może się zwiększyć. Dwie osoby są ciężko ranne, ale ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Piętnaście osób jest lekko rannych. 23 osobom nic się nie stało.
Początkowo sądzono, że podróżujące polskim autokarem dzieci pochodziły z Ukrainy.
Wszyscy ranni zostali już przewiezieni do okolicznych szpitali.
Lode Hofmans burmistrz miasta Ranst, w pobliżu którego doszło do zdarzenia powiedział agencji AP, że najpewniej żaden inny pojazd nie brał udziału w wypadku. Dziennik "Le Soir" poinformował, że na drodze nie ma śladów hamowania, co może wskazywać na to, że kierowca zasnął za kierownicą.
Autokar jechał z Wołgogradu w Rosji do Paryża.