W centrum Warszawy - na Placu Defilad - mężczyzna oblał się łatwopalną substancją i podpalił. Informację dostaliśmy na Gorącą Linię RMF FM. Mężczyzna zostawił za sobą listy. Nieoficjalnie mówi się, że wyrażał w nich sprzeciw wobec działań rządu.
54-latek podpalił się na oczach przechodniów. Świadkowe rzucili się na ratunek. Musieli użyć gaśnicy, żeby ugasić płonące ubrania.
Stan mężczyzny jest na tyle poważny, że dziś nie będzie można go przesłuchać. Jego życiu jednak nie zagraża niebezpieczeństwo - zachowane są czynności życiowe, ale ma rozległe poparzenia.
Według nieoficjalnych informacji dziennikarzy RMF FM, mężczyzna to 54-letni mieszkaniec małopolskich Niepołomic. Od kilku lat leczył się na depresję.
Policja zaznacza, że pomocne w wyjaśnieniu motywacji 54-latka, mogą być znalezione przy mężczyźnie ulotki. Oficjalnie służby nie precyzują, jaką miały one treść, choć w sieci pojawiły się ich zdjęcia.
Warszawski radny Tomasz Sybilski, który był świadkiem tego zdarzenia, napisał na Facebooku, że człowiek protestował "w obronie wolności". Mężczyzna miał także zostawić list i prosił, by go nie ratować. Radny opublikował zdjęcie pisma na swoim profilu:
54-latek napisał, że "wezwanie kieruje do wszystkich Polek i Polaków, aby przeciwstawili się temu, co robi obecna władza".
Całą treść jednej z ulotek, rzekomo zostawionych przez mężczyznę, opublikowała także na swoim profilu pani Martyna: