"Walki wybuchły między dwoma siłami, dwoma generałami, de facto przywódcami, kierownikami państwa" - powiedział o konflikcie w Sudanie w rozmowie z dziennikarką RMF FM Marleną Chudzio prof. Uniwersytetu Śląskiego Maciej Kurcz, antropolog kulturowy, który wielokrotnie odwiedzał to państwo. Ogłoszone we wtorek zawieszenie broni pomiędzy armią Sudanu (SAF) i paramilitarnymi Siłami Szybkiego Wsparcia (RSF) zostało naruszone po zaledwie kilku godzinach. W trwających od soboty starciach zginęło już co najmniej 270 osób, a ponad 2,6 tys. zostało rannych - podała w nocy z wtorku na środę stacja CNN za Światową Organizacją Zdrowia.
Marlena Chudzio: Co właściwie dzieje się w tym momencie w Sudanie? Bo strony, które walczą, są stamtąd i obie są u władzy.
Prof. Maciej Kurcz: Bardzo dobre pytanie. Wciąż mało mamy danych. 15 kwietnia w weekend walki wybuchły między dwoma siłami, dwoma generałami, de facto przywódcami, kierownikami państwa. Tymi antagonistami jest z jednej strony generał Fattah Abd ar-Rahman al-Burhan, z drugiej strony generał Mohamed Hamdan Dagalo, zwany też Hemetti. Dwaj panowie mocno ze sobą współpracowali do tej pory. Choćby dokonując przewrotu zbrojnego w 2021, dokładnie 25 października, obalając rząd prodemokratyczny cywilny pod kierownictwem Abdalli Hamdoka, stawiając pod znakiem zapytania tę słynną sudańską rewolucję z 2019 roku. Wtedy obalono Umar al-Baszira - przypomnę - wieloletniego dyktatora Sudanu. Obaj panowie właśnie tutaj ten proces zatrzymali. Skutecznie tłumili protesty, które wybuchły od tego czasu. One wybuchały właściwie codziennie, ale obu panom udawało się te protesty trzymać w jakichś ryzach, aż do weekendu. I najpierw na północy w miasteczku prowincjonalnym, a później także w Chartumie obaj panowie rozpoczęli walkę, właściwie regularną wojnę, jak to jeden z nich zauważył.
Obie te strony mają siły, bo jedna to strona paramilitarna, a druga to regularne wojsko.
Właściwie to są dwa wojska, dwie sudańskie armie. Burhan ma za sobą tak zwane Wojsko Sudańskie - tzw. Sudanese Armed Forces - z całym arsenałem. Stąd też bombardowania lotnicze. Nawiasem mówiąc, przerażające dla mnie. W Chartumie - mieście, które jest gęsto zaludnione, ma nieregularną siatkę ulic - jest to coś potwornego. Hemetti ma tak zwaną milicję. Są to oddziały sprawdzone w bojach, wyrosły na bazie dżandżawidów - tej niesławnej milicji, która odpowiada za akty ludobójstwa w Darfurze. Później byli wykorzystywani w Libii, w Jemenie, teraz właściwie są na żołdzie państwowym, chyba Ministerstwo Finansów wypłaca im żołd. Jest to normalna formacja wojskowa. Szanse są na pewno wyrównane. Za jednym stoi Egipt i Arabia Saudyjska, także Izrael. Mowa tutaj o Burhanie. Natomiast za Hemettim stoją Zjednoczone Emiraty Arabskie, które pomagają trochę jego siłom. I także grupa Wagnera, czy - jak kto woli - Kreml.
Jaki jest udział Rosji w tej całej historii?
Jest to tajemnica poliszynela, od jakiegoś już czasu Kreml bardzo wyraźnie akcentuje swoją obecność, zwłaszcza od wybuchu wojny w Ukrainie. Mamy do czynienia z taką polaryzacją, rywalizacją, podziałem na dwa bloki. Ameryka i Rosja w Sudanie się ze sobą ścierają. Przy czym Stany Zjednoczone stawiają takie czerwone linie, których Burhan i Hemetti nie mogą przekroczyć. Taką czerwoną linią jest port morski, baza wojskowa w Port Sudan. Jeszcze za poprzedniego reżimu był taki projekt, żeby oddać część tego portu Rosjanom. Natomiast Ameryka tutaj wyraźnie stawia weto. Grupa Wagnera działa w Sudanie jeszcze intensywniej. Zwłaszcza Hemetti wydaje się mieć bardzo dobre układy. Przypomnę tylko, że 24 lutego ubiegłego roku Hemetti był chyba ostatnim politykiem, który odwiedził Kreml przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Nie potępił tych działań. Także czołgi były już w gotowości, już grzały silniki, gdy Hemetti z sudańską delegacją odwiedzał Kreml.
Ale to dla Rosji przecież mogłoby się wydawać problem. Kolejna jakaś strefa, którą trzeba kontrolować w momencie, w którym jest prowadzona wojna. Skąd to zaangażowanie? Co to daje?
Jest to taka geopolityczna rozgrywka, taki powrót do czasów zimnej wojny. Do tego Grupa Wagnera jest przede wszystkim w tym momencie zaangażowana w handel i wydobycie złota. Sudan jest ważnym krajem, chyba drugim, jeśli chodzi o wydobycie tego kruszcu w Afryce. W tamtym roku to chyba było jakieś 40 ton, więc dość sporo. To wszystko jest w strefie wpływów Hemettiego i Grupy Wagnera. To są poważne pieniądze, które - można przypuszczać - gdzieś trafiają, komuś są do czegoś potrzebne. To jest taki wymierny zysk z całej operacji.
Jak wygląda życie w tym kraju, który ma tyle złota? Pan tam był.
Tam bywam tam regularnie, nawet w takich momentach kryzysowych. Po prostu ostatnimi czasy innych tam nie ma. I rzeczywiście bilans tego konfliktu jest przede wszystkim straszny dla jego mieszkańców. To jest ponad 300 ofiar już w tym momencie i to są pewnie cywile w większości. Sytuacja jest tragiczna, jeśli chodzi o gospodarkę i to już od dłuższego czasu. Teraz jeszcze trwają walki. Z tego co wiem, ludzie są zamknięci w domach, niektórzy utknęli w różnych częściach Chartumu - afrykańskiego mega miasta. Nie ma prądu, nie ma wody, jest końcówka ramadanu. Zamiast się modlić, pościć i świętować nocami, to ludzie wrzucają na media społecznościowe jakieś straszne zdjęcia i piszą komunikaty. Jak zwykle płacą zwykli ludzie. Płaci też demokracja.
Ostatnie miesiące to była intensyfikacja już tego procesu oddawania, dogadywania się, wypracowania kompromisu. Tą ostatnią kością niezgody była reforma sił mundurowych. Ważna rzecz - w przypadku konfliktów w Sudanie i procesów pokojowych głównym problemem jest to, co zrobić z oddziałami partyzanckimi, dotychczasowymi oponentami, którzy teraz nagle stają się przyjaciółmi. To zawsze był element każdego procesu pokojowego, żeby tych ludzi wziąć na żołd, jakoś zintegrować, obdarować stanowiskami, wpływami. I o to poszło tak naprawdę obu panom. Wyglądało na to, że obaj się dogadali. Zadeklarowali, że będzie reforma, Siły Szybkiego Wsparcia (RSF) Hemettiego będą włączone. Ktoś w tej układance uważał, że będzie poszkodowany, albo że nie warto się dogadać. Trudno powiedzieć, czy to był bardziej Burhan, który też ma w swoim zapleczu takie siły związane są z poprzednim reżimem, są islamistyczne, związane z Bractwem Muzułmańskim. I oni są sceptyczni, co do dogadywania się z opozycją. Z Hemettim, który tak naprawdę nie jest żadnym przyjacielem, jest mieszkańcem Darfuru, jest koczownikiem byłym.
Jest też bardzo ciekawa kwestia pokoleniowa. Burhan jest już dojrzałym mężczyzną, nie starcem, ale ma swoje lata. Hemetti jest przed pięćdziesiątką. Bardzo często w Afryce mamy dzisiaj do czynienia właśnie z takim konfliktem pokoleniowym między politykami. Przypomnę, że w Sudanie Południowym kiedyś był taki konflikt między prezydentem Johnym Garangiem a dzisiejszym prezydentem Salva Kiirem. Oni też nie dogadywali się, mieli swoich sojuszników z zupełnie różnych środowisk. I mamy też te kwestie statusowo etniczne. Burhan jest z północy, z normalnej sudańskiej rodziny z doliny Nilu. Jest, można powiedzieć, z takiej sudańskiej elity. Natomiast Hemetti jest takim chłopakiem z ludu, po prostu zwykłym koczownikiem, którego wojna -konflikt Darfurze - wyniosła do pewnych pozycji. On też nie jest szanowany w Chartumie. Sudan jest bardzo taki statusowy, bardzo konserwatywny, jeśli chodzi o różnice, układy społeczne. Ale też Hemetti dzięki temu może zyskiwać wśród młodego pokolenia. Ma swoje siły, oddziały rozsiane po różnych częściach Sudanu. Tak się składa, że właśnie tych problematycznych, czyli na Wschodzie, Darfur, Kassala. Tam słyszymy, że jego siły są bardzo mocne. On wykorzystuje te animozje między centrum a peryferiami.
Nie cały Sudan jest muzułmański.
Oczywiście Sudan jest wielokulturowy. Po odłączeniu się południa, islam jest już taką religią znakomitej większości. Także ramadan jest świętem narodowym, państwowym, mimo że są rzeczywiście w Sudanie także chrześcijanie i to bardzo różnych kościołów, denominacji.
A wróćmy jeszcze do tej sytuacji mieszkańców. Nawet nie w momencie tego konfliktu, tylko jak to wygląda na co dzień? Jaki jest w ogóle status materialny? Jaki jest status kobiet w tym kraju.
Dużo by mówić. Może zacznę od tego, że jutrzenką nadziei był ten koalicyjny rząd, taki prodemokratyczny Hamdoka, który niestety został obalony w 2021 roku i tam były kobiety. Zlikwidowano w pewnym momencie taką niesławną Public Order Bill. Była to ustawa uderzająca w pierwszej kolejności w kobiety, w sposób, w jaki się ubierały w przestrzeni publicznej. Niestety wraz Burhanem i Hemettim część tych reform zarzucono. Nie ma powrotu do takiej twardej islamistycznej polityki, ale właściwie nic nie zostało z tych reform, które i tak nie były jakieś spektakularne. Mówimy o konserwatywnym islamistycznym kraju, który był rządzony przez islamistów przez kilka dekad. Także kobietom jest trudno. Jeśli chodzi o sytuację gospodarczą, jest fatalnie. Ten kraj od obalenia - właściwie nawet i dużej, bo z jakiegoś powodu obalono Omara al-Baszira - jest w takim trwałym kryzysie ekonomicznym. Czyli jest hiperinflacja, drożyzna, w pewnym momencie brakowało też chleba. Pamiętam, że ustawialiśmy się w kolejce, jak u nas za komuny. To materialne ubóstwo jest niewyobrażalne i z roku na rok jest coraz gorzej. Ludzie uciekają najpierw do miast, później za granicę. To jest właściwie jedyna taka pewna perspektywa. Ludzie młodzi są sfrustrowani. To jest kolejna grupa, która bardzo mocno cierpi. Ale właściwie wszyscy cierpią. Teraz przez te wszystkie zamachy, konflikty, nie działają szpitale, nie działają szkoły. Są takie ludzkie problemy. Co zrobić z dziećmi? Jak zarobić na życie?
Jak pan przewiduje, co może się teraz w najbliższym czasie stać. W którą stronę to może pójść?
Oczywiście byłbym nieroztropny, gdybym jakiś scenariusz nakreślił, bo to może pójść w każdą stronę. Jakaś zbłąkana kula może tutaj dokonać zwrotu akcji. Na pewno obaj panowie walczą o wszystko, nie są skorzy do kompromisu. Zresztą to są wojskowi.
Dla nich wojna jest chlebem powszednim.
Dla nich to jest sytuacja normalna. Mogą ją przedłużać, ciągnąć w nieskończoność. No chyba że coś się wydarzy. Sudan już wiele miał takich kryzysów, więc jakoś to pewnie przetrwa. Też tutaj się nikt tym jakoś specjalnie nie będzie przejmował.
Nie spodziewa się pan żadnej interwencji zewnętrznych?
Jest koniec ramadanu. Za chwilę będzie święto zakończenia postu. To są takie momenty pojednawcze, takie tradycyjne momenty, kiedy ludzie się ze sobą godzą, obdarowują się prezentami, życzą sobie wszystkiego najlepszego. Więc być może pod wpływem nacisków zagranicznych, które są - każdy ma swoich sojuszników za granicą - dojdzie do czegoś. Teraz było zawieszenie broni, już jest zerwane. Ale może to są sygnały gotowości do negocjacji. Nie bardzo wiemy w ogóle, kto wygrywa. Obie strony deklarują, że są górą. Walki toczą się po centrum Chartumu. Tradycyjnie o ministerstwa, Pałac Prezydencki, o lotnisko, które jest w tym momencie zamknięte i częściowo uszkodzone. Pytanie, kto się gdzie usadowił, jaką pozycję negocjacyjną przyjmie. Najgorsze, że właśnie tracą ludzie, traci demokracja. Ten proces, który wydawał się już być na finiszu, znowu został zawrócony, zatrzymany. Trzeba będzie znowu te negocjacje zaczynać od początku. Te są bardzo trudne, bo tak jak powiedziałem, choćby to, że jest kilka armii. Właściwie doliczyłem się czterech armii, które są w Sudanie. I one mają normalne, regularne oddziały i swoje terytoria, do których nie wpuszczają nikogo z Chartumu.