3,5-letni Omran jest jednym z pięciorga rodzeństwa. Najstarsza dziewczynka ma 11 lat. Tego wieczora siedmioosobowa rodzina siedziała razem przed telewizorem, kiedy o godzinie 19:00 na Aleppo spadły bomby. Zdjęcie oszołomionego, pokrytego kurzem i zakrwawionego dziecka stało się symbolem okrucieństwa wojny w Syrii.

Dziennikarze dotarli do rodziny 3,5-letniego Omrana (wcześniej agencje informowały, że chłopiec ma 5 lat - red.), którego zdjęcie obiegło cały świat.

Ojciec Abou Ali mówi o siebie: Jestem zwykłym Syryjczykiem.

Ma pięcioro dzieci: trzech synów i dwie córki. Rodzina żyła w mieszkaniu w dzielnicy al-Qaterjji we wschodniej części Aleppo. Mają krewnych w Turcji, ale nigdy nie chcieli uciekać z Syrii przed wojną.

Po nalocie w środę Abou Ali został ranny. Sąsiedzi wyciągnęli z gruzów domu dwójkę dzieci. Jego żona i trójka pozostałych dzieci zostali uratowani przez ekipy ratownicze. Wszystkich ambulansem przewieziono do szpitala. Tam na szczęście okazało się, że obrażenia nie są groźne.

Kiedy dotarliśmy do szpitala, osunąłem się na podłogę i nie mogłem złapać tchu. Byłem w szoku. To cud, że wszyscy przeżyliśmy - mówi Abou Ali.

Rodzina zamieszkała u rodziców żony, jeden z synów Abou Ali został w szpitalu.

(j.)