Kandydat skrajnej prawicy, faworyt wyborów prezydenckich Jair Bolsonaro w ostatnim dniu kampanii przed II turą głosowania, która odbędzie się w niedzielę, zaprzeczył swym zapowiedziom, że Brazylia wypowie wojnę Wenezueli, wycofa się z porozumienia klimatycznego i zdystansuje od ONZ.
Bolsonaro zaprzeczył także, jakoby miał cokolwiek wspólnego z gigantyczną kampanią fake newsów prowadzoną przez jego zwolenników na komunikatorze WhatsApp i nielegalnym finansowaniem jego kampanii wyborczej kosztem 12 milionów reali (2,6 miliona euro), zgromadzonych m.in. z pomocą wspomnianego komunikatora i wielkich właścicieli ziemskich.
O nielegalnych nakładach na kampanię Bolsonaro pisze w przedwyborczym wydaniu jeden z największych brazylijskich dzienników, "Folha de Sao Paulo", ukazujący się w finansowej stolicy Brazylii.
Według dziennika wykrycie nielegalnych nakładów na kampanię wyborczą kapitana rezerwy i długoletniego parlamentarzysty Bolsonaro, które miało przekazać kilka wielkich przedsiębiorstw, "mogłoby nawet doprowadzić do anulowania wyniku wyborów".
Najważniejszą rolę w kampanii skrajnie prawicowego populisty odegrał jednak komunikator WhatsApp. Promował Bolsonaro, a jednocześnie starał się niszczyć Partię Pracujących, tj. lewicowe ugrupowanie jego przeciwnika w drugiej turze, Fernando Haddada, który jako kandydat zastąpił byłego prezydenta Luiza Inacio Lulę da Silvę. Gdyby Lula nie został osadzony w więzieniu pod zarzutem korupcji, mimo że w jego sprawie nie zapadł jeszcze wyrok w ostatniej instancji, byłby - według sondaży - pewnym zwycięzcą wyborów.
Haddad, który w pierwszej turze wyborów, 7 października, uzyskał 29 proc. głosów i którego notowania wzrosły nieco w ostatniej chwili przed drugą turą, może teraz liczyć na nieco ponad 44 proc. poparcia wyborców.
(az)